wtorek, 26 listopada 2013

Rozdział VIII

Droga minęła raczej szybko.
Zdążyliśmy wysłuchać dwie strony kasety The Clash i znaleźliśmy się na miejscu.
Glenn podjechał bliżej drzwi wejściowych baru i mrugnął do mnie porozumiewawczo.
Otworzyłam drzwi samochodu i zwlokłam się z siedzenia.
Szłam w stronę drzwi wejściowych rozglądając się z zaciekawieniem.
Skupiłam wzrok na pionowym, neonowym logu.
Glenn objął mnie w pasie.
-O to Rainbow!
-Yhm...
-Jak wrażenia? - zapytał patrząc mi się w oczy.
Jego twarz znajdowała się niebezpiecznie blisko, a sytuacja była co najmniej dziwna.
-Chodźmy, musisz ratować ludzkość... - odparłam sarkastycznie, odsuwając się od niego.
Starałam się delikatnie zmienić temat i wrócić na ziemię, chociaż czułam jeszcze mocną woń perfum Glenna.
-Jasne... - odparł.
Wyciągnął ręce przed siebie i nucąc 'The Final Countdown' ruszył szybko z miejsca.
Zaśmiałam się mimowolnie, bo starałam się zachować powagę.
Zastanawiało mnie to, czy aż tak nie przejmuje się pracą, czy po prostu przy mnie tak się popisuje, bo sytuacja w której go tu wezwano wydawała mi się raczej poważna, ale może po prostu nie znam 'tutejszych realiów'.
Glenn wygłupiał się dotąd, aż znalazł się przy drzwiach baru.
Doszłam za nim powoli.
Pod ścianą Rainbow stał chłopak.
Miał krótko ścięte włosy, uformowane w fryzurę trochę na Sida Viciousa, czarną koszulkę z tęczowym logiem baru i granatowe 'kraciaki' wpuszczone w glany.
Przywitał nas uśmiechem.
Odwzajemniliśmy go razem z Glennem.
-To Andrew - Glenn wskazał na chłopaka.
Po namyśle stwierdziłam, że to musi być ten znajomy barman, och jaka ja jestem bystra...
-A to Ruth - wskazał na mnie.
Andrew wyciągnął dłoń w moją stronę.
Był nie mniej przystojny niż Glenn.
Podałam swoją rękę.
Cóż, lista moich 'Los Angeles'owskich' znajomych wydłuża się, a to dobrze, bo szczerze wątpię, że znajdę kogoś wartościowego w szkole.
Kto by, z resztą chciał przebywać w towarzystwie kogoś takiego, jak ja...
Sam zainteresowany, z początku Duff McKagan się ulotnił, więc czego ja oczekuję.
-Hm... Ruth? - ktoś trącił mnie lekko w ramię.
Zamrugałam, wyrwana z transu.
Tym kimś był Glenn.
Wraz z Andrew przyglądali mi się badawczo z uśmiechami na twarzach.
-Przepraszam, zamyśliłam się... - odparłam zawstydzona, naciągając rękawy koszuli na dłonie.
Ten odruch często towarzyszył mi kiedy się wstydziłam, został z dzieciństwa i strasznie mnie denerwował.
'Na szczęście' teraz można było odebrać go tak, że po prostu jest mi trochę zimno.
Uśmiechnęłam się do chłopaków.
-No dobra Andrew, to prowadź! - Glenn był nastawiony tak optymistycznie, jakby właśnie dokonywał jakiegoś niezwykłego odkrycia.
Nie mogłam zupełnie rozszyfrować jego zachowania.
Andrew uchylił drzwi baru i puścił nas przodem.
Po przekroczeniu progu, moje nozdrza wypełnił ostry zapach papierosów.
Zrobiło mi się niedobrze, a sama paliłam.
Jak mogłam to robić... Obiecuję, że od tej pory nigdy nie zapalę.
Glenn wszedł tuż za mną, potem wślizgnął się Andrew i zamknął drzwi.
-To tam, przy stoliku - wskazał na jedno z miejsc, gdzie siedziały dwie osoby.
Zarysy ich sylwetek były niewyraźne z powodu gęstej, sztucznej mgły.
-Od nich dowiecie się więcej.
-A, Andrew? - Glenn odwrócił się w kierunku barmana, zmierzającego na stanowisko pracy.
Andrew uśmiechnął się znów, ale tak inaczej niż wcześniej.
To najsłodsza rzecz, jaką dziś zobaczyłam!
-Ruth może poczekać przy tym samym stoliku.
Skrzyżowałam ręce na piersiach i zrobiłam obrażoną minę w stronę Glenna.
Traktujcie mnie wszyscy jak dziecko, bo sama sobie nie poradzę...
Glenn uśmiechnął się i pociągnął mnie za sobą.

                                                                                                                                                                  
(wyjątkowo - część pisana z perspektywy Slasha)

-Gdzie on kurwa jest?! - Sebastian łaził w kółko nerwowo gestykulując przy tym, a ja po raz setny dziękowałem sobie, że nie zostawiłem go z ledwo żywą Michelle.
Chociaż, jego stan mógł być też spowodowany tym, że Michelle została z Duffem.
Sebastian nabiera ostatnio jakiś dziwnych, zupełnie bezpodstawnych podejrzeń.
Wyjąłem fajkę, wsadziłem sobie do ust i podpaliłem.
Zaciągnąłem się mocno i wypuściłem powietrze z płuc.
Sebastian spojrzał na mnie złowrogo.
-Jak możesz palić w tym momencie! - wrzasnął, wznosząc ręce ku górze i wyrwał mi papierosa z ręki, po czym sam wsadził go sobie do ust i zaciągnął się mocno.
Skrzywiłem się.
-Stary, fuj... - odstręczył mnie fakt, że pali fajkę po mnie. Byłem facetem, nie seksowną laską... - ochłoń!
Sebastian spojrzał na mnie z dziwną miną, po czym chyba zrozumiał, o co mi chodziło, bo skrzywił się i wyrzucił peta z ust wprost na podłogę i przydeptał go ciężkim butem.
-Pierdolę Slash! - warknął.
-Yhm... - oparłem łokieć o blat stolika znudzony.
Nagle spostrzegłem, że w naszą stronę idą żwawo dwie postacie.
Sebastian też musiał to zauważyć, bo natychmiast podniósł się z miejsca.
Z głębi mgły papierosowego dymu wyłonił się jakiś punkowiec, a za nim drobna postać jakiejś dziewczyny.
-To panowie wzywali taksówkę? - chłopak zapytał od niechcenia.
Spojrzałem na Baza. Teraz to dopiero się wkurzył.
-Dłużej się nie dało?! - wrzasnął - chyba ktoś nam tu mdleje!
-Nic nie wiedziałem - chłopak próbował się tłumaczyć, ale Baz tylko jeszcze bardziej się wpienił.
Postanowiłem przejąć więc inicjatywę.
-Dobra, nie ważne, czasu nie cofniemy, lepiej teraz się pospieszyć. Idź za nimi... - wskazałem na Baza - Sebastian...
Przytaknął i nakazał gestem ręki podążać za sobą.
Odetchnąłem, kiedy Sebastian z nonszalanckim gówniarzem ruszyli do Michelle.
Poczułem, że to wszystko też mnie zaczyna powoli wyprowadzać z równowagi.
Została tylko dziewczyna.
Przyjrzałem się jej badawczo.
Zrobiła niepewnie krok na przód.
Wydawało mi się, że skądś ją kojarzę, ale to różnie bywa. Tyle kobiet przejawiało się przez moje łóżko...
Zamyśliłem się i uśmiech wkradł się na moją twarz.
Już wiem,
Kurwa!
                                                                                                                                                                   

Czuję dezorientację, lekką nieśmiałość i złość!
Dlaczego nie siedzi tu na przykład Mick Jagger, tylko Slash z Guns n' Roses!
Tyle ludzi znajduje się na tym świecie, a ja non stop trafiam na NICH!
Zaczynam mieć tego już dość!
Stałam tam okrążając wzrokiem te, jakże ciekawe ściany, oby tylko nie natrafić spojrzeniem na Slasha, który niczym się nie przejmując, wlepiał czekoladowe gały we mnie.
Nie wiem, czy to mi tak do końca nie pasowało, jakaś śmielsza część mnie dawała mi do zrozumienia, że to mi się podoba, ale starałam się ją stłumić.
Po chwili moje oczy przyzwyczaiły się do mgły i widziałam już wyraźniej zarysy przedmiotów.
Wyczułam też ruch, natychmiast spojrzałam w jego kierunku, co uczynił też Slash.
Glenn szedł szybko z kluczem od auta w dłoni i bardzo poważną miną.
Za nim szedł Sebastian Bach i Duff McKagan. Szli wolniej i podtrzymywali jakąś bladą dziewczynę.
Wiedziałam, że to coś poważnego, ale przecież nie znam 'tutejszych realiów', nikt mnie nie słucha.
Chyba nie mogła być aż tak pijana lub naćpana, chociaż...
Może rzeczywiście mało wiem.
Zniknęli mi z pola widzenia, a ja wróciłam wzrokiem do 'ciekawych' ścian.
Na jednej z nich Axl Rose zapinał swój rozporek.
Co mnie jeszcze dziś czeka...
Rudy wokalista przeniósł wzrok na mnie i uśmiechnął się łobuzersko.
-Slash, - zwrócił się do gitarzysty - to nasza znajoma! - wykrzyknął wesoło.
Slash spojrzał na niego zdezorientowany.
-No Slash, jaki z ciebie dżentelmen, (z tego co wiem, to w języku polskim przyjęły się obie wersje tego wyrazu, a ponieważ nie wiem jak do końca napisać tamto, piszę tak - wyjaśniam, żeby nikt nie zobaczył tu błędu (; ) zaproś koleżankę do stolika... - powiedział rudy przeciągając samogłoski - co ona taka blada, zaraz druga nam zemdleje!
Slash spojrzał w moją stronę i uśmiechnął się, a Axl zajął miejsce przy stoliku, po drugiej stronie gitarzysty.
No i co ja mam teraz robić...
Mimowolnie uśmiechnęłam się.
Chyba powinnam zacząć korzystać z niecodziennych sytuacji, jakie funduje mi moje życie.

***

Ach, jakie optymistyczne zakończenie, tego się po sobie nie spodziewałam :)
Ale, od początku:
Bardzo dziękuję, za życzenie mi weny :)
To działa! XD
Wczoraj napisałam rozdział i wstawiam go dziś, korzystając z ostatnich chwil spędzanych w domu, 
Bo jutro muszę już pokazać się w szkole, ogromnie się cieszę :) (wyczuwacie sarkazm)...
Dobra, to tyle ode mnie,
Chcę jeszcze tylko zapytać, czy może mam robić taką zakładkę 'BOHATEROWIE', żeby przybliżyć wam wygląd moich postaci, czy lepiej jest działać własną wyobraźnią, bo wiadomo, że każdy widzi to inaczej, w każdym razie liczę na wasze opinie, bo mi jest to obojętne :).

Mam nadzieję, że rozdział się podoba c:
Ps1: (ja chyba długich pisać nie umiem :c)



Ps2: Czy istnieje ktoś, kto piękniej żuje gumę XD








3 komentarze:

  1. Rozdział świetny, wnosi odrobinkę, ale mimo wszystko jest super! :D
    Kibicuję Duffowi, niech biedaczek zdobędzie Ruth c:
    Coraz chętniej i częściej tu wracam, tak trzymaj!
    Pozdrawiam cieplutko, przetrwaj jakoś powrót do szkoły.Ach, czym byłby komentarz bez życzenia weny?
    Uwaga....
    TYYYYLE WENY ŻYCZĘ xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, bardzo dziękuję!
      Jesteś kochana :)
      I cieszę się, że rozdział się podoba c:

      Usuń
  2. Wiem, że są już następne rozdziały więc nie zostawiam tu jakiś nie wiadomo jak długich komentarzy. Powiem tylko, że strasznie podoba mi się jak piszesz. Styl, język wszytstko.
    Ej niech Duff zdobędzie moją Ruth. I będziemy szczęśliwi c:

    Ps1 nikt nie żuje gumy bardziej seksownie od Duff McKagana! xD

    OdpowiedzUsuń