poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział VI

Glenn zatrzymał samochód pod starym portem. Powitała nas żółta tabliczka z napisem 'Zatoka San Pedro'. Zerknęłam na niego pytająco.
-Jesteśmy - powiedział z uśmiechem i wyjął kluczyki ze stacyjki.
Otworzyliśmy drzwi.
Wysiadłam i wlokłam się powolnym krokiem po chodniku za Glennem.
Podszedł do odrapanej barierki mostu i pochylił głowę.
Przyczłapałam za nim i chwyciłam się barierki.
-Skaczemy? - uniósł brew.
-Nie mogę... - zaczęłam z poważną miną - za dużo ciekawych rzeczy dzieje się teraz w moim życiu - uśmiechnęłam się kwaśno.
-Chodź się przejść - wyciągnął dłoń w moją stronę.
Chwyciłam go pod ramię i ruszyliśmy starym pomostem.

                                                                                                                                                                   

-Yeah! - Baz zakończył piosenkę popisowym wyciem, a Izzy pociągnął ostatni riff gitary.
Słychać było przerywane, sarkastyczne klaśnięcia.
-Dzięki Mich - powiedział Baz, posyłając Michelle swój 'uśmiech nr 4'.
Dziewczyna odwzajemniła go, ukazując rząd równiutkich, śnieżnobiałych zębów i usiadła pod ścianą z podkurczonymi nogami.
Wyciągnęła zeszyt w czerwonej okładce i skupiła się na jego zawartości.
-Zarządzam 5 minut przerwy - Sebastian chwycił statyw od mikrofonu i odstawił go na miejsce, obok gitarowego wzmacniacza.
-Sprzeciw! - warknął Snake, który nie wiadomo skąd pojawił się w pomieszczeniu.
Opierał się nonszalancko o ścianę z butelką piwa w ręce. Był lekko wstawiony, a u boku jego prawego ramienia 'wiła się' półnaga Cynthia i jakaś inna dziewczyna.
Zmierzyłem ją spojrzeniem, od góry do dołu i po chwili namysłu stwierdziłem, że jest całkiem ładna. Szczupła z delikatnymi rysami twarzy i długimi rudymi włosami.
Nie zmienia to jednak faktu, że jest po prostu zwykłą dziwką.
Obserwowałem to wszystko spod perkusyjnego zestawu Roba .
Siedziałem na obrotowym stołku ze skwaszoną miną i wystukiwałem jakiś chaotyczny rytm nogami o podłogę.
-Ty i tak nic nie robisz - powiedziała Michelle, unosząc oczy znad zeszytu i uśmiechnęła się słodko do Dave'a.
W tym uśmiechu i tak wyczułem nutkę sarkazmu, który towarzyszył Michelle, chyba od dnia narodzin.
Dave pociągnął łyk piwa i oddał je do rąk rudej dziwce, po czym opuścił salę prób głośno tupiąc i trzaskając drzwiami.
-Jak dzieciak - westchnął Baz,  odgarniając swoje długie blond włosy i usadawiając się obok Michelle.
Ruda prostytutka opuściła pokój ze znudzoną miną, wołając Sanke'a donośnie.
Obserwowałem Mich i Baz'a, Pochłonięci byli jakąś zabawną dyskusją.
Wzięło mnie na rozmyślania życiowe, znowu.
Dlaczego kobiety takie są?
Matko, czuję się jak stary, zgorzkniały kawaler.
Ale wracając, kobiety - te, których pragniesz - niedostępne, a te, których nie chcesz,(chociaż może to źle powiedziane) są w zanadrzu.
Zawalcz...
Wspomniałem słowa Slasha.
Doprawdy nie do wiary, że on to powiedział.
A może to ze mną jest coś nie tak?
Może jestem, po prostu zbyt wybredny?
Podniosłem głowę znad talerzy i zobaczyłem, jak Cynthia porusza seksownie biodrami, zbliżając się w moją stronę.
Jeszcze tego mi brakowało!
Właściwie, to kiedyś nie potrafiłbym jej odmówić.
Piękna, cygańska uroda tej dziewczyny. Jej zgrabne ciało i chęć kochania się ze mną, przyprawiały mnie tym razem o... mdłości?
Coś jest nie tak.
Dorosły facet, rockman, zimny chuj, zakochał się w licealistce?
W dodatku cnotliwej udawaczce, która czeka prawdopodobnie na nieskazitelną, wieczną miłość i księcia z bajki.
To nie w moim stylu!
Ale kogo ja chcę oszukać...
-Chodź ze mną kochanie... - usłyszałem skrzeczący głos.
Jego właściciel obejmował zgrabne ciało Cynthi i szeptał jej do ucha ze złowieszczym uśmiechem.
-Duff stracił ostatnio nieco męskości...
Cynthia zachichotała donośnie.
Poczułem, że się czerwienie.
Nie wiedziałem tylko, czy ze wstydu, czy złości.
Nie zdążyłem jednak zareagować, bo po chwili Axl i Cynthia wychodzili już z sali prób.
Nawet Sebastian i Michelle gdzieś zniknęli.
Tylko Izzy siedział na starej, zielonej kanapie i brzdąkał coś na gitarze.
Czuję, że wymiękam...
                                                                                                                                                                  

-Tak, więc mówisz, że uderzyłaś z kolanka basistę najniebezpieczniejszego zespołu świata?
-Przestań się śmiać! Wiedziałam, że mi nie uwierzysz!
Glenn uśmiechnął się łobuzersko.
Usiadł na ławce, przodem do wody. Sięgnął do kieszeni kurtki i wyjął z niej paczkę miętowych papierosów.
Poczułam głód nikotynowy.
Dosiadłam się do Glenna z najbardziej uroczą miną jaką tylko potrafiłam zrobić (nie, nie chcę wiedzieć jak ona wygląda).
-To opowiadaj dalej o tych Gunsach - powiedział z cwaniackim uśmiechem, otwierając paczkę powolnymi, jakby specjalnymi ruchami.
-Chyba mnie poczęstujesz - powiedziałam pewnie, opierając ręce o oparcie ławki.
-Nie powinnaś palić - powiedział Glenn z zabawnie poważną miną i skierował otwartą paczkę w moją stronę.
Wyjęłam jednego papierosa i obracałam go w palcach.
Nagle 'ktoś' trącił moje ramię i papieros wypadł mi z rąk.
Podniosłabym go, ale właśnie płynął sobie nonszalancko na wschód.
Glenn uśmiechnął się złośliwie.
-Właśnie straciłaś swoją szansę.
Zmarszczyłam brwi.
-Dobra, wujku dobra rada, rób co chcesz - powiedziałam, po czym wstałam i odwróciłam się w lewo z zamiarem odejścia.
-Nie wiesz dokąd pójść - powiedział, niby obojętnie i uniósł papierosa do ust.
Nie odezwałam się do niego i zrobiłam sztucznie kilka kroków na przód, po czym zatrzymałam się i obejrzałam przez ramię.
Glenn spojrzał na mnie marszcząc brwi i strącił popiół z papierosa do wody.
-No nie gniewaj się, kicia...
-Kicia? - uniosłam brew.
-Musimy jechać dalej. Tak dużo miejsc do zwiedzenia, tak mało czasu - powiedział i wstał z ławki.
Zmrużyłam oczy.
Zrobiłam kilka kroków na przód i obróciłam się na pięcie w jego stronę.
Uśmiechnął się słodko.
-Ciekawa z ciebie osobowość, nie mogę cię rozgryźć.
Odwzajemniłam uśmiech.
-Może, mnie wcale nie trzeba rozgryzać?
-Albo, po prostu się nie da - chwycił mnie za ramię i ruszyliśmy w stronę samochodu.

***
Taak,
Czeka mnie wieczór z WOSem i Krzyżakami, a ja tymczasem 'bałamucę' i wstawiam okazjonalnie rozdział.
Jestem z niego nawet zadowolona ^^.
Nie znam się tylko za bardzo na stawianiu przecinków, a nie chce mi się dawać rozdziałów mojej Ohime do betowania (a jest chętna! - złote dziecię). Mam jednak nadzieję, że nie idzie mi z tym tak źle i że rozdziały da się czytać.

Ps1: Dla niewtajemniczonych:
Baz = Sebastian Bach - wokalista Skid Row
Snake = Dave Sabo - gitarzysta Skid Row



Enjoy.





3 komentarze:

  1. Zaczęłam czytać Twoje opowiadanie i bardzo mi się podoba :)
    Szczególnie przypadła mi do gustu osoba Ruth-dziewczyna nie jest łatwa,zna swoją wartość.Już ją lubię!
    Pozdrawiam i życzę weny :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, jekuu - nawet nie wiesz jak się cieszę, że ci się podoba c: Jesteś pierwszą osobą która 'TO' komentuje.
      Dziękuję za życzenia i również pozdrawiam :3

      Usuń
  2. Ejejej to jest zajebiste dziewczyno! :D Masz bardzo przyjemny styl pisania, nie ma jakoś dużo błędów itd. Strasznie podoba mi się postać Ruth!
    Lecę czytać dalej. :)

    OdpowiedzUsuń