piątek, 8 listopada 2013

Rozdział V

Moje powieki były zamknięte, ale czułam na nich drażniące promienie słońca.
Już ranek? Tak szybko?!
Przecież dosłownie przed chwilą kładłam się spać.
Proszę, niech dziś jest sobota!
Proszę, niech jest sobota!
Już nigdy nie ukradnę płyty, nie wydam oszczędności na buty, nie zepsuje żadnej gitary, nie zapalę i nie oszukam mamy, tylko niech jest sobota!
Otworzyłam oczy pospiesznie, co było błędem, bo słońce triumfowało bezczelnie wdzierając się do środka pokoju i 'patrzyło' mi prosto w twarz.
Zamknęłam je i znów otworzyłam.
Jestem w 'zastępczym' pokoju, nierozpakowana, bez Nadien o poranku, czyli na pewno nie jest sobota.
Cholera i w dodatku muszę iść do szkoły!
Ach.
Wstałam niechętnie.
Zakręciło mi się w głowie, więc z powrotem opadłam na łóżko.
Nadien, miałam do niej zadzwonić...
Usiadłam na łóżku i oparłam głowę o ręce, które były oparte na moich kolanach.
-Nienawidzę swojego nędznego żywota, ja się po prostu strasznie nudzę...
Westchnęłam, wypuszczając ciężko powietrze z płuc, aż moja grzywka uniosła się lekko pod wpływem podmuchu z moich płuc.
Wstałam ociężale i zrzuciłam z siebie koszulkę niezgrabnym gestem, tak jakby była z ołowiu.
Z niedomkniętej walizki wyjęłam flanelową koszulę i sięgnęłam po parę jeansów leżącą na kanapie.
Wkroczyłam leniwie do łazienki i oparłam się o umywalkę.
Nasłuchiwałam dźwięków dochodzących z innych części apartamentu.
Matka stukała obcasami po drewnianych panelach. Krzątała się nerwowo po pokoju i rozmawiała gniewnie przez telefon.
Ziewnęłam przeciągle i niechętnie 'wepchnęłam' swoje ciało pod prysznic.
Odkręciłam chłodną wodę i zaczęłam nucić sobie balladę Rolling Stones'ów.
Niektórzy to mają ciekawe życie, interesujące przeżycia, a potem można o tym wszystkim napisać piosenkę...
Wygramoliłam się spod prysznica i owinęłam wilgotne ciało ręcznikiem.
Zaczęłam się mozolnie ubierać, nalej nucąc ulubioną melodię.
Spodnie ciężko wchodziły po mokrych nogach.
Przeczesałam włosy palcami i wyszłam z łazienki.
Dopinając koszulę w kratkę, weszłam do pokoju. Wzięłam z niego szybko mój skórzany plecak. Rozejrzałam się chwilę, zastanawiając się, czy coś jeszcze będzie mi potrzebne. Sięgnęłam jeszcze po odtwarzacz do szuflady i wrzuciłam go do małej kieszeni plecaka.
Zerknęłam na zegarek na mojej ręce.
Już za 10 ósma, serio?!
W pośpiechu wyszłam z pokoju.
Mamy już nie było. Zostawiła mi tylko pieniądze na obiad i karteczkę na której napisała:
"Zadzwoń po taksówkę"
i podała numer telefonu.
Odwróciłam bladoróżową karteczkę na drugą stronę.
"Całusy, mama".
Westchnęłam.
Zaraz się spóźnię.
Opadłam zrezygnowana na mój ulubiony fotel.
Plecak rzuciłam niedbale obok lewej nogi i chwyciłam słuchawkę telefonu.
Zegar nad kominkiem jakby wrednie wskazywał za 7 ósmą.
Niedbale wciskałam przyciski i po chwili usłyszałam znajomy głos:
-Czekałem...
-Co? - zdziwiłam się.
-Czekałem na ciebie - głos Glenna wydawał się być zbyt wesoły.
Poczułam dziwne skrępowanie.
-Nie bój się - Glenn zaśmiał się cicho - nie jestem gwałcicielem i napalonym zabójcą. Muszę cię po prostu grzecznie zawieść do szkoły.
Uśmiechnęłam się sama do siebie.
-Nie wierzę ci - powiedziałam.
W odpowiedzi usłyszałam stłumiony śmiech.
-Radzę ci się spieszyć, masz 5 minut - powiedziałam, starając się przybrać stanowczy ton.
-6, ale już pędzę - oznajmił i rozłączył się.
Los Angeles jest dziwnym miastem.
Czy tutaj punkowi taksówkarze bezinteresownie pomagają tu biednym, strudzonym, samotnym dziewczynkom - like me? - nieprawdopodobne.
Stukałam palcami w blat drewnianego stolika.
Ósma za 4.
Zerwałam się z fotela i zarzucając skórzany plecak na ramię wyszłam z apartamentu.
Z jego kieszonki wyjęłam odtwarzacz ze słuchawkami i klucze.
Przekręciłam klucz dwa razy w zamku i owinęłam sobie kółeczko z breloczka na kciuku.
Szłam korytarzem z grobową miną, obrzucając zgrabne pokojówki krzywymi spojrzeniami.
To cudowne, że zostałam obdarzona umiejętnością torturowania wzrokiem.
Weszłam do windy.
Wydawało mi się, że jest pusta, ale w jej głębi kryła się rudowłosa postać zwana Axlem Rose.
-Cholera - przeklęłam głośno, bo słuchawki, które próbowałam rozplątać upadły mi na ziemię.
Wybitny Axl Rose uśmiechnął się łobuzersko, schylił się i sięgnął po moje słuchawki.
Uraczyłam go poważnym spojrzeniem.
Zareagował na to tylko większym uśmiechem.
Obracał moje słuchawki w dłoniach.
-To dobry sprzęt - wyciągnął rękę ze słuchawkami w moją stronę.
Chwyciłam je jak oparzona i oparłam głowę o przeciwległą ścianę windy.
Dochodziły mnie stłumione dźwięki "Knockin' At Your Back Door" - Deep Purple z windowego radia.
Nie mogłam się powstrzymać przed cichym zanuceniem.
Axl uraczył mnie zaskoczonym spojrzeniem, które już na mnie "zostawił" przez resztę trwania naszej "podróży".
Czyżby Axl Rose poczuł zdziwienie, że ktoś (dziewczyna) może nie 'jarać się'  jego widokiem?
Nie dziwię się mu, prawdę mówiąc, sama czuję się z tym dziwnie.
Rany to trwa chyba całą wieczność.
Ironia, w chwili, gdy to pomyślałam winda się zatrzymała.
Drzwi otworzyły się.
-Panie przodem - powiedział rudy wskazując dwoma rękami na drzwi i patrząc się w moją stronę.
Och, jaki on szarmancki.
Wydukałam ciche 'dzięki' z nutą znudzenia, mijając go.
Szłam szybkim krokiem w stronę recepcji i już miałam zwracać się do ulizanej recepcjonistki, kiedy zauważyłam schodzącą po schodach seksowną sylwetkę, tak jak pierwszego dnia.
Duff McKagan zmierzył mnie wzrokiem, a jego twarz przybrała nieprzyjemny wyraz.
Nie był to zbyt nieprzyjemny widok, bo twarz tak pięknego człowieka wygięta nawet w przenikliwym grymasie może być czymś pięknym, ale dało mi to słabą pewność, że Duff dał sobie spokój z taką małolatą jak ja.
Położyłam klucze pospiesznie na ladzie i rzuciłam się biegiem w stronę drzwi.
Mogłabym przysiąc, że recepcjonistka kręci głową ze skwaszoną miną.
Przekroczyłam właśnie próg hotelu, kiedy podjechała taksówka.
Wślizgnęłam się na przednie siedzenie, kuląc się z zimna.
Nie wzięłam ze sobą płaszcza, a październik właśnie dawał się we znaki.
Uśmiechnęłam się do Glenna na co on odpowiedział tym samym.
-Mamy minutę - powiedział seksownym głosem.
Przytaknęłam smutno.
-Następny przystanek to szkoła św. Anny, tak? - powiedział, zaciskając ręce na kierownicy i kierując w moją stronę pytające spojrzenie.
-Glenn - zaczęłam cicho, starając się utrzymać smutny ton - i tak już jesteśmy spóźnieni...
-Tak w praktyce tak, ale teoretycznie mamy jeszcze minutę
-Już nie - uśmiechnęłam się, bo tarcza zegara na hotelu wskazywała ósmą, a dzwony z pobliskiego kościoła zaczynały właśnie bić.
Glenn uśmiechnął się łobuzersko, po czym spoważniał i powiedział:
-Ruth, jestem w pracy, a twoja matka mi zapłaciła.
Zmarszczyłam brwi.
-Ale jesteś tak urocza i tak słodka, że chyba nie mam wyboru.
Uśmiechnęłam się łobuzersko, swoją drogą, ciekawe jak wygląda u mnie ten uśmiech, chyba będę musiała przećwiczyć to przed lustrem...
-To w takim razie gdzie? - Glenn oparł łokieć o ramę samochodowego okna.
-Nie wiem, ja tak właściwie nie znam tego miasta, a ty jesteś w pracy tak? - posłałam mu pytające spojrzenie - nie chcę  ci sprawiać kłopotu.
-Zawsze możesz mi towarzyszyć - uśmiechnął się - jeśli oczywiście chcesz.
-No jasne! - ucieszyłam się - pokażesz mi trochę L.A., to z pewnością mi się przyda.
- To robię dziś za prywatnego przewodnika?
-Coś nie pasuje? - dałam mu kuksańca w bok.
-Z tobą nigdy, jesteś słodka.
-Bardzo śmieszne - powiedziałam - musimy jechać, bo blokujemy przejazd.
Wskazałam na niewielki sznur samochodów za nami.
-To następny przystanek przedmieścia nad zatoką San Pedro. Nie mam na razie zleceń, więc możemy skupić się na czymś relaksującym...
-Czyli? -zapytałam zdezorientowana, nie miałam przecież pojęcia o czym mówi.
-Pokażę ci parę fajnych miejsc - puścił mi oko.
Ucieszyłam się i starałam 'ubrać' twarz w najładniejszy uśmiech jaki tylko potrafiłam.
Ruszyliśmy z miejsca, zwalniając hotelowy przejazd.
'Uciekliśmy', bo prawdę mówiąc robiło się niezbyt przyjemnie i nawet jakiś tłusty facet w garniturze zbliżał się w naszą stronę.
-Co cię tak trapi mała?
Zaskoczył mnie tym pytaniem.
-Czy wyglądam jakby mnie coś trapiło, przecież się uśmiecham - podniosłam kąciki ust przy pomocy palców wskazujących.
Glenn uśmiechnął się lekko.
-Może na pierwszy rzut oka nie, ale widzę, że potrafisz to skutecznie zamaskować...
-Glenn, bawisz się w psychologa - zapytałam bawiąc się końcówkami włosów.
-Nie, po prostu cię lubię.
-Nawet mnie nie znasz - oparłam łokieć o ramę okienną.
-Staram się cię poznać, ale rozumiem, że może...
-Bo wiesz...
-Czekaj nie przerywaj... - uśmiechnął się - rozumiem, że możesz czuć się lekko zdezorientowana, ale chodzi mi o związki czysto przyjacielskie, nic wielkiego... - uśmiechnął się.
Cios!
Podobno jestem słodka, ale to zwykły blef!
Jestem tak brzydka, że seksowny punkowy taksówkarz z L.A. mnie nie chce, czego się spodziewałam.
-Dalej nie wiem o co ci chodzi Glenn? - odparłam złośliwie.
-Stwierdzam, że może twój nastrój jest spowodowany przeprowadzką, że może jesteś trochę samotna i potrzebujesz bliskości - spojrzał w moją stronę - oczywiście czysto przyjacielskiej.
Czy on właśnie zbacza z tematu, dobra whatever.
-Za dużo chyba wiesz Glenn... - pokręciłam głową z poważną miną.
-To może posłuchamy muzyczki? - zapytał wesoło.
Byłam na niego zła, ale dobrej muzyki nigdy nie odmawiam, przystałam więc na jego propozycję.
Włączył czerwony przycisk na radioodbiorniku.
Rozległy się pierwsze dźwięki 'Twist And Shout'.
Zaśmiałam się.
-Nie wierzę!
-W co? - zapytał z uśmiechem.
-Punk i Beatlesi?
-Punk i Beatlesi. - powiedział poważnie - nie lubisz? - podniósł jedną brew.
-Żarty stroisz
-Większość moich pasażerów nie przepada - skręcił w jakąś boczną uliczkę.
Sięgnął ręką do schowka.
Wyjął z niego poniszczoną kasetę.
-Teraz czas na trochę punk'a!
Podał mi ją do ręki.
-The Clash!
Włożyłam kasetę do odbiornika i rozległy się pierwsze dźwięki 'White Riot'.
-Ach, gdzie ja cię wiozę... - Glenn uśmiechnął się łobuzersko.
-Strzelam, że to 'przedmieście nad zatoką San Pedro'.
Resztę drogi nie przestawaliśmy się śmiać.

***
Wymęczyłam ten rozdział, ale nawet jestem zadowolona c:!

Swoją drogą, moje życie w internecie umiera...
156370237270927 unfollow'ów na tumblr, na fejsbuku to ja w ogóle nie istnieje, a fanpejdże, aski i te sprawy to nie moja bajka.
Blog tylko pozostaje, a nawet sobie rozkwita <3

Proszę mi powiedzieć, co ja właściwie robię ze swoim życiem ;_;




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz