sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział XIII

Obudziło mnie uczucie chłodu. Delikatny powiew raczył moje kostki.
Czułam jakby błogość.
Wtuliłam twarz do delikatnej poduszki i okryłam się kołdrą pod sam nos.
Przymknęłam oczy.
Nagle ocknęłam się zdezorientowana, chwila... gdzie ja jestem?
Podniosłam głowę i ledwo przytomna rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Znajdowałam się w jakimś luksusowym pokoju.
Ściany były ciemno bordowe, a umeblowanie raczej znaczące, ale za to bardzo drogie. Na ścianach wisiały, jakieś pejzaże, przedstawiające chyba Wenecję.
Leżałam na wielkim, małżeńskim łożu w białej pościeli.
Obok łóżka paliła się mała lampka, a ten lekki chłodny powiew pochodził z uchylonego okna.
Naprzeciwko łóżka znajdowały się dwa fotele.
Na jednym z nich siedział Duff z jedną nogą założoną na drugą i czytam gazetę.
Opadłam z powrotem na poduszkę i uśmiechnęłam się.
Duffy czytający gazetę, kojarzył mi się z typowo angielskimi obrazami i to w ogóle był słodki widok.
Ciekawe, czy naprawdę go tak interesowała, czy 'pilnował' mnie i po prostu zabijał czas.
Leżę tu w jego apartamencie, a on siedzi obok i sobie czyta...
On, czyli...
Mój chłopak?
To dziwnie brzmi i... nie lubię tego określenia, ale taka jest prawda...
Duff McKagan jest...
Jest moim chłopakiem!
Uśmiechnęłam się szerzej i znów przymknęłam oczy.
Nagle coś sobie uświadomiłam.
Otworzyłam oczy i podniosłam się do pionu.
Cholera, co ja tu robię?!
Przecież powinnam być w domu...
Tak właściwie to w szkole!
Duff spojrzał na mnie znad gazety.
-Ruth... Wstałaś! - odłożył ją na szklany stolik.
Wygramoliłam się szybko z łóżka i podeszłam do niego ze złością.
Nie, nie byłam na niego zła... To wszystko, to w sumie moja wina...
-Duff co ja tu robię?! Dobrze wiesz, gdzie powinnam teraz być...
-Ruth, ale... - wstał i spojrzał na mnie ze smutną miną.
-Wytłumacz mi chociaż, jak się tu znalazłam! - krzyknęłam, ale wcale nie chciałam.
Czułam się jak rozwydrzona małolata, ale ja po prostu się bałam.
Bałam się reakcji matki, nie wróciłam na noc do domu, skąd mogę wiedzieć, czy akurat nie poczuła macierzyńskiego instynktu i nie wysłała za mną pełnego patrolu policyjnego, bałam się konsekwencji...
Bałam się o Glenna, sam najwidoczniej nie radził sobie ze swoimi problemami i jeszcze na dodatek chciał przejąć moje...
I wreszcie bałam się o Duffa...
Bałam się, że... że go stracę, że przez to wszystko się zniechęci, że matka... Ona tego nie zrozumie...
Duff złapał mnie za dłonie i spojrzał na mnie.
-Zasnęłaś wtedy w samochodzie, przepraszam no, ale...Co miałem zrobić...
Objęłam jego szyję rękoma i wtuliłam się w niego.
-Nie przepraszaj mnie już więcej Duff, tylko... - spojrzałam na niego - przygarniesz biedną sierotę, bez niczego, która jest głupią, prawie obcą dziewczyną...
Duff uśmiechnął się.
-Może jakiejś obcej, głupiej dziewczyny to nie, ale własną piękną, mądrą, cudowną dziewczynę...
Uśmiechnęłam się łobuzersko.
Duff był taki słodki i uroczy w kontaktach ze mną.
W ogóle nie przypominał wstrętnej, zadufanej gwiazdki, znanej z mediów.
Czuję, że zaufałam mu i jestem gotowa naprawdę go pokochać...
Jednak jak zawsze...
Miałam w głowie tysiące negatywnych, przeczących myśli, jakby demonów, które staczały mnie, zawsze 'mówiły', że wszystko będzie nie tak...
Dawały mi wątpliwości, jest szkoła, jest matka... Miłość nie jest podobno wieczna...
Co z przyszłością?
Co ze mną, jeśli się przyzwyczaję, jeśli go pokocham najbardziej jak umiem, a później zostanę sama...
Wtedy nie dam sobie rady, jestem za słaba...
Powinnam mieć to teraz w nosie...
Żyć chwilą, która ma miejsce obecnie, ale...
No własnie, zawsze, chociażby tam na końcu umysłu, jakby w małym zakamarku pozostawało jakieś 'ale'...
Duff przyglądał mi się badawczo ze słodkim uśmiechem.
Czułam, że jeśli teraz nie rozegram tego jak chcę, to dam się zwieść wątpliwością i znów będę płakać.
Przyciągnęłam jego twarz bliżej mojej.
Musnęłam lekko jego usta i spojrzałam mu w oczy.
Chwycił moją twarz oburącz i pogładził mój policzek delikatnie wierzchem dłoni.
Naparłam mocniej swoimi ustami na jego.
Wplotłam palce w jego włosy.
Cieszyłam się, tą bliskością naszych ciał...
Duff przeniósł swoje ręce na moje biodra.
Przylgnęłam do niego bardziej.
Zabrakło mi już oddechu, przerwałam więc pocałunek i z powrotem go objęłam.
Przeniósł pocałunki na moją szyję.
Odpiął pierwszy guzik od mojej koszuli i popchnął mnie lekko do przodu.
Drżałam pod każdym jego dotykiem, każdym pocałunkiem i gestem, to było zdumiewające jak on na mnie działał.
Kiedy myślałam o tym wszystkim miałam wielkie wątpliwości, ale kiedy to wszystko już się działo, przestawałam liczyć się z konsekwencjami, to tak, jakbym zapomniała o całym świecie, był tylko on i ja...
Opadłam na łóżko i pociągnęłam Duffa za sobą.
Wiedziałam, że nic z tego nie będzie. Nie jestem gotowa, na razie nie potrafię...
Mimo wszystko byłam spragniona jego dalszych pocałunków.
Znajdował się nade mną i ciągle obcałowywał moją szyję.
Było mi tak dobrze...
Duff przerwał nagle całowanie mojej szyi, spojrzał mi w oczy i naparł na moje usta.
Oddawałam pocałunek, najdokładniej jak potrafiłam, chciałam przekazać mu w nim wszystko co czuję...
Ale się nie dało, to wciąż za mało...
-Kocham cię Ruth - szepnął mi do ucha, odrywając się ode mnie z trudem łapiąc oddech.
Spojrzałam na niego, a on popatrzył mi prosto w oczy z powagą...
-A czy ty... Ty mnie kochasz Ruth?
Czy cię kocham, Duff...
To, co w tej chwili czułam było nie do opisania...
Duff, czy ja cię kocham?!
Ja za tobą szaleję...
Uwielbiam cię...
Chyba postradałam zmysły...
Uśmiechnęłam się.
Duff cmoknął mnie jeszcze tylko lekko w usta i w tym momencie drzwi do pokoju otworzyły się szeroko z trzaskiem, jakby od niedelikatnego kopniaka.
-Duff, pało słuchaj! - trzask drzwiami - o kurwa... Może ja jednak przyjdę później...
Zmieszałam się.
Duff westchnął tylko, pokazał mi uśmiechem, że 'wszystko ok i nie muszę się niczym martwić' - tak przynajmniej to zrozumiałam, 'zszedł ze mnie' i odwrócił się w stronę rudowłosego wokalisty.
-Jak już przylazłeś złamasie, to gadaj o co chodzi... - Duff usiadł na łóżku, oparł łokcie o kolana i złożył ręce.
Podciągnęłam się na łóżku i oparłam plecy o ścianę.
Axl przespacerował między stolikiem i usadowił się na fotelu, uporczywie się we mnie wpatrując.
-Rose, kurwa! Języka w gębie zapomniałeś?! - Duff się najwyraźniej tym zdenerwował...
-Co ty z nim tu robisz kochanie? - powiedział Axl do mnie, wyraźnie podkreślając wyraz 'nim'.
Stukał palcami w blat stołu.
-Rose... - warknął Duff.
Axl wstał.
Zaczął chodzić po pokoju z rękami z tyłu, rozglądając się w około, jakby był tu pierwszy raz i jakby burgundowe ściany były najciekawszą rzeczą na świecie.
Ten cały Axl Rose to rzeczywiście skomplikowany człowiek...
-Ja mam imię, kotku... - zamrugał 'zalotnie' w stronę Duffa.
Ten westchnął głęboko i uśmiechnął się łobuzersko.
-Ach, Williamie Axl Rose, ogromnie przepraszam, iż pana uraziłem, ale czy zechce mi pan dać odpowiedź na zadane przeze mnie pytanie... Jasna cholera!
Parsknęłam śmiechem.
Axl spojrzał na Duffa jak na chorego umysłowo.
Chyba go to uraziło...
To prawda, co mówili, ego Axla Rose było chyba sto razy większe niż on sam, ale... nie mnie to oceniać...
Duff, wciąż z tym samym łobuzerskim uśmiechem, oparł się o ścianę obok mnie i chwycił moją dłoń.
Uśmiechnęłam się do niego.
Głaskał ją i oglądał z każdej strony, jakby była niewiadomo czym.
Był taki słodki...
-Kurwa Duff! Tak jest, mamy to! - do pokoju wkroczył rozentuzjazmowany Slash, bez koszulki...
Za nim weszli jeszcze radosny Steven i Izzy z nieśmiałym uśmiechem i badawczym spojrzeniem.
Izzy Stradlin to niezwykle tajemnicza postać, nie dało się go 'zbadać' na pierwszy rzut oka, a to co wiedziałam z gazet było tylko niewiarygodnymi informacjami i ograniczało się do informowania o żekomej nowej dziewczynie Izzy'ego.
Bardzo bym chciała, kiedyś bliżej poznać tego człowieka...
Zagalopowałam się może nieco. Dopiero co poznałam Duffa, co cały czas wydaje się nie realne, a już snuję sobie postanowienia bliższego poznania członków zespołu...
Ja ich pewnie nawet nie interesuje, myślą sobie, że Duff przyprowadził laskę na kilka nocy...
To stwierdzenie mnie przeraziło, a jeśli...
Pozbyłam się szybko tych myśli, starając się oczyścić umysł...
Odwracając uwagę od swoich utrapień, stwierdziłam, że wszyscy członkowie zespołu byli dziwnie podekscytowani.
Duff spojrzał na mnie z miną 'proszę, powiedz, że ty wiesz, co oni mogą mieć na myśli'.
Uśmiechnęłam się i pokręciłam przecząco głową.
-Możecie mi, do jasnej cholery powiedzieć, o co tu chodzi? - wrzasnął Duff.
-Mamy to! - krzyknął Slash i rzucił się na łóżko - wszystko gotowe, zaplanowane! Mamy trasę!
Oczy Duffa rozbłysły.
Wyciągnął rękę ku górze, wydając z siebie okrzyk radości, jaki towarzyszy małym dzieciom w bardzo triumfalnych chwilach.
-Ale... Kiedy to właściwie? - zapytał po chwili zdezorientowany.
-Za miesiąc - powiedział Axl ze złośliwym uśmieszkiem w moją stronę.
Rany, o co mu chodziło.
-Załatwiliśmy wczoraj wszystko, kiedy cię nie było... - powiedział Steven, siadając po turecku na podłodze - to musi się udać!
-No, nie było cię stary... Ominęła cię niezła imprezka... - a ten znów swoje.
Egocentryczny dupek, zaczynał mnie już denerwować.
Duff spuścił głowę i jakby kalkulował coś w myślach.
Nastała chwilowa cisza, którą przerwał zamyślony, jak dotąd Izzy.
-A ty... Czy przypadkiem nie masz nam czegoś do powiedzenia? - spojrzał na Duffa z uśmiechem.
Ten był na początku zdezorientowany, ale potem jakby się ocknął.
Wstał i dumnie ustawił się przed kolegami.
Spojrzałam na niego dziwnie, nie wiedziałam o co chodzi.
Co on znów wyrabia?
Nagle pociągnął mnie do siebie.
Prawie się wywaliłam, ale udało mu się mnie jakoś podtrzymać.
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego z udawanym gniewem.
Odchrząknął i uśmiechnął się łobuzersko.
-Chłopaki - zrobił pauzę - to moja piękna, cudowna, najsłodsza i najukochańsza - spojrzałam na niego sarkastycznie i uśmiechnęłam się - dziewczyna... Ruth!
Chłopaki zaczęli bić brawo, a ja wybuchłam gromkim śmiechem.
Duff, któremu cały czas towarzyszył ten niegrzeczny uśmieszek, miał na twarzy minę, mówiącą 'no co'.
No nic panie McKagan...
Tak, śmiałam się, ale dziwnie się czułam stojąc tak przed chłopakami.
Teraz cała czwórka przyglądała mi się uważnie, a ja byłam taka 'wczorajsza', niespecjalnie ogarnięta i wydawało mi się, że wyglądam raczej 'nieapetycznie'.
Chłopaki popatrzyli na siebie i wszyscy uśmiechnęli się łobuzersko.
Slash 'wystąpił' z znajdującego się pod ścianą czteroosobowego 'szeregu' i podszedł do mnie z rozłożonymi ramionami.
-Witaj w 'rodzinie' skarbie - zatrzymał się przede mną.
Dodam, że wyglądało to dość komicznie, bo nadal trzymał ręce rozłożone.
-Mogę cię przytulić?
Dziwnie się poczułam, chyba przyszedł wstyd...
Uśmiechnęłam się nieśmiało i potaknęłam.
Slash objął mnie lekko.
Jego NAGA klatka piersiowa przylgnęła do mojego ciała.
Slash...Dość już...
Odkleił się ode mnie i uśmiechnął łobuzersko.
-Trzeba było zapytać Duffa, a nie... - powiedział Axl tym swoim 'czepialskim' tonem.
Duff oparł się o ścianę ze skrzyżowanymi na piersiach rękami i przyglądał się dalszym poczynaniom swoich przyjaciół.
-Moja kolej - powiedział Izzy, stając przede mną.
Starałam się zachować jakiekolwiek pozory normalności.
Ruth, zachowuj się normalnie, proszę...
Ale kiedy ten tajemniczy i jakby trochę nieśmiały Izzy Stradlin staje przede mną i...
-Miło poznać - podał mi dłoń.
...zachowuje dytans, dobrze...
Uścisnęłam jego dłoń z uśmiechem.
Steven przepchnął pospiesznie Izzy'ego i z wielką radością wymalowaną na twarzy uścisnął mnie i podniósł do góry.
-Ej, jednej już krzywdę zrobiłeś. Może wystarczy? - powiedział Slash.
Steve postawił mnie na ziemi i zrobił obrażoną minę.
Sięgnął po poduszkę i rzucił nią w Hudsona trafiając celnie w jego cylinder, który spadł na ziemię.
-No kurwa nie! - warknął Slash, niby żartobliwie. Sięgnął po swoją własność i skrzyżował ręce.
-Jeszcze się policzymy! - powiedział w stronę Stevena.
Ten wzruszył tylko ramionami i usadowił się z powrotem na podłodze.
-Zamknąć mordy chuje! Teraz Axlik!
Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Naprawdę muszę...
Rose podszedł do mnie.
Duff przyglądał mu się na każdym kroku.
-Włączyłeś radar McKagan? - powiedział wrednie - mogę zatem zacząć.
Przytulił mnie, mamrocząc coś pod nosem, że jestem piękna i mu miło.
Stałam sztywno.
Axl zaczął obcałowywać moje policzki, jak robi się przy składaniu komuś życzeń, aczkolwiek nie do końca tak samo...
-Ej, ej, ej! Chyba już wystarczy - Duff odepchnął rudego ode mnie - zagalopowałeś się nieco!
Axl wzniósł ręce w geście obronnym ku górze i cofnął się.
Chłopaki zmierzali właśnie do wyjścia.
-Ej, i pojutrze gramy koncert - powiedział Slash od niechcenia.
-Co, jaki? - Duff uniósł brew.
-No, ostatni dzień października. To taki 'elegancki początek' listopadowej trasy... - Slash mruknął coś jeszcze, chyba nawet do mnie, ale nie zrozumiałam i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Duff zamyślił się.
-Ruth?
Spojrzałam na niego.
Uśmiechnął się.
-Przepraszam, za tych złamasów, sama wiesz jacy oni... Z resztą...
-Miałeś mnie już nie przepraszać, zapomniałeś? - oparłam ręce na biodrach i spojrzałam na niego z uśmiechem.
-No tak... Chciałbym, żebyś była na tym koncercie...
-Ależ oczywiście kochanie!
Kochanie?
Serio...
Dziwnie się poczułam, to było takie...śmiałe...
Ale, chyba na miejscu...
Och, już lepiej powinnam przestać się odzywać, robię to zdecydowanie za długo, jak na moje standardy.
Gubię już rytm.
Duffowi oczy zaświeciły się, chyba z radości, nie wiem tylko czy aż tak cieszył się z mojej obecności na koncercie, czy z tego 'kochanie'.
-Duff, ale... Zdajesz sobie sprawę, że ja już nie żyję, prawda?
Spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-Która godzina? - zapytałam.
-Hm... Ostatnio jak patrzyłem, było koło dwunastej...
-Idę... - powiedziałam smutno, kierując się w stronę drzwi.
-Idę z tobą - chwycił mnie za rękę.
Wyszliśmy na korytarz, zastanawiałam się, gdzie mam iść...
-To odprowadzić cię pod twoją 13? - Duff uniósł brew.
-Skąd wiesz, że... - uśmiechnęłam się - a z resztą... - spoważniałam szybko - może lepiej najpierw chodźmy na dół.
Przytaknął.
Schodziliśmy właśnie po schodach, na których pierwszy raz go zobaczyłam.
Wtedy nawet nie byłam wstanie sobie wyobrazić, czegoś takiego.
Ale, nie ważne... Zaraz i tak wszystko się skończy...
Schodząc, rozglądałam się po recepcji w poszukiwaniu mamy.
Zauważyłam ją.
Stała w hallu rozmawiając wesoło z tą wstrętną recepcjonistką i robiąc swoje 'robo-gesty', wyuczone, jakby na pamięć... Odrzucanie głowy w tył, poprawianie grzywki na bok, składanie ust w dzióbek, czy ten sztuczny, dźwięczny śmiech... Cała Meredith Harris...
Chyba się mną jednak nie przejęła...
Duff musiał widocznie pomyśleć to samo, bo zwrócił się do mnie:
-Wszystko wydaje się być pod kontrolą...
Zeszliśmy na dół.
-Poczekaj tu - powiedziałam i ruszyłam w stronę matki, odwracając się co chwilę przez ramię do Duffa, który albo puszczał mi oko, albo unosił kciuk do góry.
Podeszłam do matki.
Zupełnie nie wiedziałam, czego mam się spodziewać...
-O Ruth, kochanie! - co? Wesołe przywitanie? Z nią jest coś nie tak, czy ze mną? To tak przy ludziach udaje?
Spojrzałam na nią zdezorientowana.
-Mam nadzieję, że przeczytałaś karteczkę - powiedziała, opierając zgrabne rączki, oplecione w najróżniejsze złote bransoletki na blacie - no co tak patrzysz?
Co ona taka ucieszona...
Jaką karteczkę?
-Którą karteczkę? - zapytałam, udając, że wiem o co chodzi.
-No jak to którą? Ruth nie osłabiaj mnie... Tę wczorajszą, gdzie napisałam, że muszę zostać w pracy do późna... Nie martwiłaś się?
O ironio!
Ja martwić się?
To ty się nie martwiłaś...
No dobrze, wygląda na to, że ani ja ani matka nie wiedziałyśmy nawzajem, co się dzieję z każdą z nas tamtej nocy...
Temat zamknięty, jesteśmy kwita...
Nawet nie było mi przykro, matka pracoholiczka, to raczej specyficzny typ, no i po raz kolejny mi się upiekło.
-A w ogóle, to jak w szkole?
Meredith, czym ty mnie jeszcze dziś zaskoczysz...
-No, ja... - nie wiedziałam, co mam powiedzieć... Nie wiedziałam, na czym stoję, co mi wolno skłamać, a co nie...
-Glenn mi wszystko wyjaśnił, dzwonił dziś rano... - uśmiechnęła się uśmiechem z reklamy.
Glenn?
To jednak ratuje mi życie, czy może po prostu czuje się winny...
Tylko, po co to wszystko, czemu mu tak zależy na moim szczęściu...
Ja go nawet dobrze nie znam...
Chciałam już odejść, ale matka westchnęła i dodała jeszcze:
-No i Ruth, zapomniałabym... Dzwoniła Nadien... Prosiła, żebyś oddzwoniła, najszybciej jak się da.
Nadien!
Cholera, to ja miałam do niej zadzwonić, już dawno...
-Mogę stąd? - zwróciłam się bardziej do mamy niż do recepcjonistki, w końcu mojej mamie się nie odmawia...
-Naturalnie - odparła kobieta kwaśno i uśmiechnęła się sztucznie.
Chwyciłam telefon i zaczęłam wystukiwać numer.
Podczas łączenia, odnalazłam wzrokiem Duffa, uśmiechnęłam się do niego i posłałam kciuk w górę.
Odwzajemnił uśmiech.
-Halo? - zamilkłam, słysząc ten kochany głos w słuchawce.
-Nad! - krzyknęłam.
-Ruth, cholera, popękają mi bębenki! Masz w ogóle szczęście, że dzwonisz, idiotko! Zapomniałaś o mnie, tak?! Masz już nowych przyjaciół?! - Nadien mówiła tonem wyrażającym udawaną złość.
Wywróciłam oczami.
Byłam taka szczęśliwa, że w końcu mogę z nią porozmawiać...
-Nadien, skarbie... Przepraszam, po prostu tyle się dzieje, to wszystko tak szybko...
-Nic mi nie mów... - odparła.
Nie, ona nie potrafiła się na mnie złościć, zawsze wyczuwałam jej nastrój, ale to było do niej niepodobne. Zero ciekawości? Musi to dobrze maskować.
To może znaczyć tylko jedno...
-Nad, nie mów, że przyjeżdżasz! - w środku skakałam z radości.
Poskakałabym na zewnątrz, ale moja rozmowa na środku głównego hallu w hotelu i tak była dość krępująca...
-Ja nic nie mówię... - słyszałam jak Nadien próbuje stłumić śmiech.
-Nadien!
-Dobra Ruth! To miała być niespodzianka, ale dobrze wiesz, że nie wytrzymam... Tak przyjeżdżam! Jutro! To już jutro Ruth! Tak się stęskniłam! I... Mam pieniądze... Udało mi się zarobić, te od wakacji... Pamiętasz, mówiłam ci... No i jest ten koncert Gunsów! Słyszałaś Ruth?! Keith załatwił nam bilety po połówce!
Uśmiechnęłam się szeroko do słuchawki.
Potrafiła nawijać tak bez końca, jednym tchem.
Musiałam wszystko sobie dokładnie przekalkulować...
-Jutro? - ucieszyłam się. To wszystko takie niemożliwe...
Czyżby w Los Angeles czekało na mnie prawdziwe szczęście?
Przecież, byłam tak negatywnie nastawiona do tego miasta...
-Nie cieszysz się, tak? - znów przybrała ten ton...
-Jak śmiesz?! - krzyknęłam.
-Keith, cie pozdrawia - powiedziała smutniejszym tonem - on nie przyjedzie, bo... Pożyczył mi kasę i... No sama wiesz...
Było mi trochę smutno, za nim też się przecież stęskniłam, ale doceniałam jego pomoc.
U Nadien było zawsze krucho z kasą. Nie pochodzi z bogatego domu, ma dużo rodzeństwa i jest najstarsza, to wiele wyjaśnia, ale ma nas, a my mamy ją... Podobała mi się postawa Keitha w tym wypadku...
-Powiedz, że strasznie za nim tęsknie i czekam na niego następnym razem - powiedziałam - ale co z tą twoją pracą? Miałaś mi w końcu wyjaśnić!
-Ruth, to teraz nie ważne. Po prostu nie stać mnie było by za to wszystko i na przyjazd i na koncert...
Nadien się zdziwi...
Czuję, że takiego koncertu żadna z nas jeszcze nie przeżyła, ale teraz nie mogłam nic jej powiedzieć, to nie miało by sensu i tak by nie uwierzyła...
Duff podszedł do mnie i zaczął mi się przyglądać.
-Muszę kończyć skarbie - powiedziałam - nie gniewaj się, ale ktoś na mnie czeka...
-Uuuuaaaa - Nad wydała z siebie pomruk zachwytu - mam nadzieję że go poznam...
Chciało mi się śmiać, kiedy wyobrażałam sobie reakcję Nad...
-Daj spokój, przecież wiesz... Lepiej powiedz, o której jutro?
-Ach, twoja mama miała mnie odebrać, przecież to niespodzianka, którą ona sama z resztą wymyśliła, więc ani mi się waż coś powiedzieć!
Parsknęłam śmiechem...
-Dobrze, na razie słońce! Ktoś przecież na ciebie czeka - powiedziała z przekąsem, akcentując wyraz 'ktoś'.
-Kocham cię... - odłożyłam słuchawkę...
Byłam prze szczęśliwa!
Czego mi jeszcze mogło brakować...
-Kogo tam kochasz? - zapytał Duff, patrząc na mnie znacząco.
-To... Mam dwie wiadomości, świetną i dziwną, którą chcesz najpierw?
-Obojętnie, chcę tylko żebyś odpowiedziała na moje pytanie - uniósł brew.
-No to, zacznijmy od tej świetnej! Moja przyjaciółka przyjeżdża jutro i nawet wybieramy się na wasz koncert... - uśmiechnęłam się łobuzersko.
-Hoho - Duff odwzajemnił uśmiech - a ta 'dziwna'?
Westchnęłam.
-Moja matka nie wiedziała co się dzieje ze mną przez całą noc... Mogłabym zostać porwana, spędzić ją z jakimś nieznajomym mężczyzną i obudzić się rankiem w jego łóżku...
Duff poruszył brwiami charakterystycznie.
Parsknęłam śmiechem.
Nagle objął mnie i pocałował namiętnie.
Tego się nie spodziewałam, ale to chyba była ta rzecz której właśnie mogło mi brakować...

***
Uff,
Chyba nie rozkręciłam akcji tak jak chciałam rozkręcić, ale już trudno XD.
Taaaaaaki długi, ale przez to niedopracowany, przepraszam ;_;
Przepraszam też, że nie informowałam wszystkich należycie, ale ten brak czasu!
Teraz spróbuję się jakoś ogarnąć, w końcu zbliża się sporo wolnego ^^

Nic już więcej nie mówię,
Ocenę pozostawiam wam,
And I hope you enjoy...






















9 komentarzy:

  1. Ej kochana, to był zajebisty rozdział! No taki, taki... Hm... Wyjebanywkosmos, o! c:
    Mówiłam już, że kocham postać Ruth i Duffa? Twoje opisy wydają mi się tak realne, że odtwarzam sobie później w głowie to opowiadanie. Ale to bardzo fajne uczucie.
    Co do rozdziału to był bardzo ciekawy i znowu nie mogę się doczekać kolejnego bo naprawdę masz talent i czytanie tego jest przyjemnością. Weny życzę! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeeeej,
      Odtwarzanie sobie w głowie mojego opowiadania - to chyba jedna z najlepszych rzeczy jaką mogłam sobie wymarzyć :)
      Dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję
      Za wszystkie miłe słowa ^^

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział wyszedł Ci niesamowicie! Cały czas miałam wielki uśmiech na twarzy! Ruth jest z Duffem i są szczęśliwi, aaaaa ;3 cieszę się ich szczęściem! I przywitania chłopaków "Witaj w naszej rodzinie skarbie" rozczuliło mnie to :)
    Nie mogę się doczekać kiedy Nadien przyjedzie i zobaczy, że jej przyjaciółka jest z Duffem *.*
    Masz genialny dobór słów i wszystko opisujesz w taki rzeczywisty i przyjemny sposób dla czytelnika! ;)
    Także ja nie mogę się doczekać nowego wiec szybko coś pisz!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach,
      Dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję :)
      Tyle miłych słów *^*

      Usuń
  4. To jest zajebiste!
    Duff jest przekochany, reszta Gunsów chyba polubiła Ruth...świetnie :D
    Jestem ciekawa co z Bazem i Michelle, no i reakcji Nadien rzecz jasna...
    Pisz szybciutko! ;d
    Pozdrawiam i życzę weny <3
    P.S.Rozdział był długi, nareszcie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, nauczyłam się pisać długie, ale ich przepisywanie jest straszne ;____;
      Najważniejsze jednak jest dla mnie to, że się podoba :)
      Dziękuję oczywiście, za wszechobecne xD życzenie weny :3
      I Również Pozdrawiam :3

      Usuń
  5. Świetny rozdział! Jeden z najlepszych ;)
    Czytało się go przyjemnie i był bardzo wciągający :3
    Duff... Jeny, jaki on słodki *.* Ciekawe kiedy matka Ruth się dowie o miłości jej córki? Chociaż.. Może nawet tego nie zauważy xD (pomijamy fakt, że blondas ma prawie 2 metry wysokości.)
    Axl mnie rozwalił. Jego zaloty mnie rozwalają, oby tak dalej xDD
    I co by tu jeszcze.. O koncert Gunsów! CHCĘ JUŻ KOLEJNY ROZDZIAŁ!! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję po raz kolejny :)
      Powtarzam się, ale cóż innego mogę mieć do powiedzenia ;>
      Ogromnie się cieszę, że się podoba i...
      Pozdrawiam oczywiście ^^

      Usuń