czwartek, 31 października 2013

Rozdział III

-No nareszcie złociutki - wysyczał Axl swoim żabim głosem i dmuchnął mi dymem papierosowym w twarz z wrednym uśmieszkiem.
-Co nareszcie? - zapytałem zdezorientowany i opadłem na biały, skórzany fotel.
-Nie wasz się mówić, że nie masz! - warknął Izzy.
-Ej chłopaki, ale czego? - wyjąkałem.
-Kurwa Duff! Halo! Zakochałeś się, czy co? - wybełkotał Slash tłumiąc śmiech.
-Miałeś iść po trunki złamasie! - powiedział Izzy.
Rany, na głodzie robił się naprawdę nieprzyjemny.
-Czy ja wszystko muszę robić sam?! - wrzasnął Axl. - Chodźcie chłopaki, bo nasza żyrafa ma widocznie kłopoty z pamięcią - zaśmiał się i wyszedł pospiesznie razem z Izzym.
Oparłem czoło o rękę.
-Stary co się dzieje? - zapytał Slash biorąc do rąk papierosa.
-Slash, ja naprawdę nie wiem - wyjąkałem.
Co się ze mną działo?
-Co tam zobaczyłeś? - Slash uśmiechnął się obracając peta w palcach.
Westchnąłem ciężko:
-Dziwnie się czuję...
Slash milczał przez chwilę po czym wsadził sobie fajkę do ust, podpalił i zaciągnął się dymem.
-Chcę ją poznać...
-Kogo? - zapytałem jakbym był jakiś pieprzni*ty.
-Nie zapominasz o wódce bez powodu, nie ty - Slash uśmiechnął się łobuzersko.
-Wiesz, to nie jest takie proste jak się wydaje... - założyłem nogę na nogę.



-Ta daam! - wykrzyknęła mama okręcając się w okół własnej osi na środku naszego apartamentu, ale widząc moją minę spoważniała i powiedziała:
-Ech, białe drzwi po lewej twój, a po prawej mój.
Popatrzyłam tylko na nią pustym wzrokiem w odpowiedzi i poczłapałam do pokoju szurając stopami.
-Idę na dół! - usłyszałam rozentuzjazmowany głos mamy i trzaśnięcie drzwiami.
Weszłam do bladoróżowego pomieszczenia, które miało być moim pokojem przez najbliższe 2 tygodnie.
Było niewielkie, urządzone elegancko, choć typowo hotelowo.
Na jednej ze ścian znajdowało się duże okno osłonięte koronkową firanką. Przy następnej ścianie stało podwójne łóżko w drewnianych ramach, a obok niego mała komoda z jasnego drewna. Na podłodze leżał puchaty, biały dywanik. Był też niewielki telewizor i mała ciemnobrązowa sofa.
Zdjęłam swój czarny, jesienny płaszcz i rzuciłam go na oparcie kanapy.
Chciałam zadzwonić do Nadien, ale nigdzie nie mogłam znaleźć telefonu, więc postanowiłam, że zrobię to wieczorem, a teraz trochę się przejdę.
Wyszłam z pokoju i rozejrzałam się po apartamencie.
Był bardzo duży i elegancki.
Co moją matkę w tym wszystkim kręci?
Pod ścianą na stoliku znalazłam plik karteczek. Przejrzałam je wszystkie i stwierdzając, że są bezużyteczne, usiadłam w fotelu i naskrobałam mamie wiadomość.
Odczekałam chwilę w tym miękkim, wygodnym miejscu po czym bez zastanowienia ruszyłam przed siebie.
Szłam wzdłuż hallu rozglądając się z zaciekawieniem.
Ominęłam główne schody i ruszyłam mniejszymi na końcu korytarza, nie wiedząc gdzie idę i mając nadzieję, że to będzie jakieś przyzwoite miejsce.
Bar hotelowy - świetnie trafiłam...
Idąc przez to pomieszczenie czułam się nieswojo.
Oczy wszystkich zwrócone były na mnie, a dym papierosowy unosił się w powietrzu.
Podeszłam do baru i usiadłam na stołku barowym.
Przyjaźnie wyglądająca barmanka z mnóstwem cieniutkich warkoczyków na głowie przyglądała mi się z uśmiechem.
Odwzajemniłam go.
-Hej, co tu robisz? - zapytała.
-Mieszkam. - odparłam bez namysłu, chociaż dobrze wiedziałam o co jej chodzi.
Uśmiechnęła się bardziej.
-Lilith - wyciągnęła rękę - miło byłoby poznać tu kogoś nowego.
Nie wiesz co mówisz - pomyślałam.
-Ruth - podałam dłoń.
Z radia dochodziły pierwsze dźwięki 'Sweet Child o' Mine' .
Uśmiechnęłam się pod nosem i szybko sama skarciłam się w myślach za ten uśmiech.
Porozglądałam się chwilę po tym i tak odpychającym pomieszczeniu, mimo ekskluzywnego umeblowania.
Stwierdziłam, że skoro i tak jestem narażona na bierne palenie nic się nie stanie jak zapalę sobie'czynnie'.
Zanim zorientowałam się, że nie wzięłam płaszcza w którym została paczka od Keitha wykonałam staranny gest przeszukiwania kieszeń i westchnęłam zrezygnowana.
-Może tego pani potrzeba? - zapytał ciepły głos podsuwając mi pod nos paczkę fajek.
Odwróciłam się w stronę mężczyzny. Wydawało mi się, że skądś go kojarzę.
Niewysoki, umięśniony, uśmiechnięty.
No nie.
Jestem prześladowana?!
Zamiast się cieszyć pieprze jakieś głupoty.
Wzięłam pospiesznie papierosa i szybko wsadziłam go sobie do ust. Pan Steven Adler przypatrywał mi się badawczo.
Ja, naturalnie zapalniczki też nie wzięłam, ale chyba skojarzył, bo przysunął się bliżej i odpalił mi papierosa. Zadrżałam, kiedy poczułam jego oddech na mojej twarzy.
Steven uśmiechnął się jeszcze szerzej, obrócił się w stronę Lilith i zaczął składać zamówienie.
-Oh, oh sweet child o'mine! - zaśpiewał donośnie znajomy głos, nakładając się na głos na nagraniu.
Poczułam przerażenie.
Do baru podeszło dwoje znajomych mężczyzn i niemal rzuciło się w stronę Stevena. Myślałam, że zaraz zemdleję, ale to na moje (nie)szczęście nie był koniec. Do pomieszczenia weszli dziarsko jeszcze dwaj pozostali członkowie najniebezpieczniejszego zespołu.
Zamarłam.
Normalna dziewczyna na moim miejscu skakałaby z radości, ale kto powiedział, że ja jestem normalna i... dlaczego nie jestem?!
Slash dołączył wesoło do gromady, za to Duff ociężale ruszał się z miejsca z grymasem na twarzy.
Zgasiłam papierosa w popielniczce i oparłam łokieć na blacie.
Wszyscy członkowie zespołu dyskutowali nad czymś zawzięcie popijając różne trunki, tylko Duff rozglądał się nerwowo po pomieszczeniu. W końcu jego wzrok spoczął na mnie.
Poczułam, że się rumienie (no nie do wiary), uśmiecha się.
Zamarłam po raz drugi.
-Ej McKagan, idziesz? - wrzasnął Izzy.
-Ja, ja za moment, za chwilę do was dołączę - wyjąkał -...złamasy!
Izzy tylko wzruszył ramionami i dołączył do oddalającej się trójki.
Kątem oka zauważyłam tylko, że Slash się odwraca, a potem nie liczyło się już nic, bo Duff McKagan, tak ten właśnie Duff McKagan, usadawiał się z niepewną miną na stołku barowym naprzeciwko mnie.

***
Daję kolejny ^^.
Chcę tylko powiedzieć, że ogromnie się cieszę bo z tego co pokazuje liczba ktoś jednak na mojego bloga wchodzi to naprawdę daje motywacje do dalszego pisania, bo piszę dopiero drugi dzień, a was jest całkiem sporo :).





Macie dziubusia na osłodę <3
Miłego długiego weekendu
†rock-child






2 komentarze:

  1. dobra, tak szybko.
    Jak dla mnie te całe 2 ostatnie rozdzialy, prawdopodnie raz z 4 powinny być jednym, ale to małe zło ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z tobą w 100%, ale już nic nie mogę na to poradzić. To były (i cóż, dalej są) moje nieporadne początki w pisaniu, musisz mi wybaczyć ;)

      Usuń