niedziela, 9 marca 2014

Rozdział XX


She loved him yesterday Yesterday´s over
I said ok
And that´s allright
Time moves on
That´s the way
We live and hope to see the next day
And that´s allright
Sometimes these things they are so easy
Sometimes these things they are so cold
Sometimes these things just seem to
Rip you right in two
Oh no man don´t let´em get you *


Ludzie mówią, że kiedy coś się kończy nie należy tracić nadziei, bo zacznie się coś nowego, ale ja nie należę do tych, co słuchają ludzi.
Nigdy właściwie nie należałem...
Wydawało mi się, że mogę wszystko.
Zawsze sam, niezależny od nikogo, trochę udawany buntownik z wyboru.
Kiedyś myślałem, że wszystko zależy ode mnie, bo jestem przecież panem swojego losu, ale nie można wykluczyć tego, że życiem rządzą przypadki.
Beznadziejne, niespodziewane, cholerne przypadki!
Odkleiłem twarz od poduszki i podniosłem ciężką głowę, zastygłą od kilkunastu godzin na poduszce.
Spojrzałem na zegar na szafce nocnej i równocześnie zacząłem rozmasowywać dłonią obolały od nieruchomego leżenia kark.
Była za dwadzieścia ósma wieczorem.
Rozejrzałam się niemrawo po pokoju.
Wszędzie panowała kojąca ciemność. Kojąca dla obolałego ciała, bo nie dla umysłu, który został niedawno pozbawiony sensu istnienia.
Przejechałem ręką po twarzy, jakbym chciał zetrzeć z niej resztki mojej słabości.
Nauczyłem się płakać...
Co było najgorsze, co mogło mnie spotkać.
Chociaż... chyba właściwie to już dawno umiałem, tylko nie potrafiłem się do tego przyznać przed samym sobą.
Czuję się beznadziejnie.
Zgrywam w życiu jakiegoś oschłego twardziela, a w rzeczywistości wyję jak bóbr, bo uświadamiam sobie, że tak naprawdę stoję w miejscu.
Czy szczęście jest tylko złudzeniem?
Niemrawą osłoną umysłu?
Iluzją?
Po chwili szczęścia spada na mnie tona nieszczęść, przytłaczając mnie jeszcze bardziej.
Kiedyś się nie podniosę...
Gwarantuję wam kurwa wszystkim, że nie wstanę sam i nie będzie już siły. W końcu się wyczerpię i nie stanę twarzą w twarz z dalszym życiem.
Wypalam się i naprawdę niewiele brakuje a zgasnę...
Opadłem z powrotem na poduszkę i zacząłem przypominać sobie cudowne obrazy ciała kobiety, która była dla mnie całym światem.
Oczami wyobraźni utonąłem w jej oczach i...
Chyba wtedy urwał mi się film.

Delikatne chłodne ręce jak z jedwabiu ściskały mnie mocno, dostarczając mi niespokojnego uczucia rozkoszy. Drżałem pod znajomym dotykiem.
To sen, ale jakże rozkoszny u cudowny.
Rytmiczny, cichy szloch docierał do mojego ucha.
'Ktoś' zostawiał na moim karku ciepły oddech.
To było takie... realne.
Czy to możliwe, żeby sen był aż tak świadomy?
Lekko uchyliłem oczy i bezszelestnie odwróciłem głowę.
Ona tu jest!
Moje serce przyspieszyło.
To przecież niemożliwe, żeby tu była!
Moja cudowna ukochana...
Przywarła do mnie swoim ciałem, przekazując mi swój ból. Oboje cierpieliśmy, ale przecież prawda cierpienia jest prawdą miłości...
Kocham cię Ruth!
Jesteś kobietą mojego życia!
Odwróciłem się do niej i spojrzałem w jej przymknięte oczy.
Otworzyła je pospiesznie i spojrzała na mnie. Oczy miała tak przekrwione od płaczu.
Przysunąłem się bliżej.
Uniosłem dłoń i pogładziłem nią mokry od łez policzek.
Ruth uniosła swoją rękę i położyła delikatną dłoń na mojej.
Pochyliłem się nad nią.
-Kocham cię... - szepnąłem.
Po policzku Ruth spłynęła samotna łza, której nie udało mi się złapać.
Znów przymknęła oczy, przysunęła się jeszcze bliżej, objęła mnie mocno i wtuliła twarz w moją klatkę piersiową.
Wplotłem palce w jej gęste, czarne włosy i zacząłem szeptać jej do ucha słowa uspokojenia.
-Duff... - wyszeptała nagle łamiącym się głosem.
Wyswobodziła się z mojego uścisku, przetarła oczy piąstkami i spojrzała w moje.
Jej spojrzenie wyrażało wszystko, cały ból i żal.
Oczy błyszczały niespokojnie i wydawały się świecić w mroku.
Zatopiłem się w pięknym spojrzeniu, jakiego mi tak bardzo brakowało.
Ta zieleń zahipnotyzowała mnie pierwszego dnia, gdy dostrzegłem ją w hotelowym hallu i od tej pory hipnotyzuje mnie zawsze, gdy tylko się w niej zagłębie.
-Ty mnie wcześniej znałeś, prawda? - zapytała, spuszczając wzrok i chwytając w dłonie rąbek kołdry.
Popatrzyłem na nią lekko zdezorientowany.
Zaskoczyła mnie, nie wiedziałem co mam powiedzieć.
Ruth westchnęła.
Wyciągnęła rękę i przejechała delikatną dłonią po moim policzku.
Przysunęła się bardzo blisko, pozwalając naszym ciałom na swobodne ocieranie się.
Drgnąłem lekko.
Jej bliskość działała na mnie niesamowicie.
-Nie musisz już tego ukrywać, ja już wszystko wiem... - wyszeptała - Meredith mi powiedziała.
Spojrzałem na nią z lekkim przerażeniem.
Co Meredith jej powiedziała?
Przejechała dłonią po moim policzku jeszcze raz, potem kciukiem dotknęła moich ust, na końcu chwyciła twarz oburącz i zaczęła wpatrywać się we mnie z wyczekiwaniem.
Stałem się niespokojny.
Co jeśli nie przekażę jej prawdy w odpowiedni sposób i znów wyjdzie z tego głupie nieporozumienie. 
No i właściwie nie wiedziałem od czego zacząć.
Odchrząknąłem.
-Nie, no... Nie można tego tak nazwać.
Ruth cofnęła ręce.
Może powinienem ugryźć się w język, zanim naprawdę powiem coś za dużo...
Tylko, że ja chyba nie mam nic takiego do ukrycia.
Och, sam już właściwie nie wiem...
Ruth przyjrzała mi się badawczo.
Zapadła krepująca chwila ciszy.
-Boisz się do mnie odzywać? - zapytała po chwili, przekręcając się na plecy i utkwiła swój wzrok w panującej w pokoju ciemności.
Nie chciałem, żeby tak myślała, tylko po prostu nie wiedziałem, co mam powiedzieć, żeby nie wyszło tak, jak wyjść nie powinno...
-Ne wiem, co mam ci powiedzieć... - szepnąłem, również przekręcając się na plecy.
Ruth westchnęła.
-Zepsułam to wszystko... Wszystko zepsułam Duff... - powiedziała łamiącym się głosem, po czym ukryła twarz w dłoniach.
Teraz nie wahałem się ani chwili.
Nie mogłem pozwolić, aby płakała. 
Nie chcę, aby jeszcze kiedykolwiek płakała. 
Nie ze mną i nie przy mnie!
Przysunąłem się do niej natychmiast, odszukałem dłonią jej twarzy i pogładziłem ją lekko po policzku.
Ona opuściła ręce, ukrywające twarz i skrzyżowała palce z moimi.
Głowę przysunąłem obok jej głowy, pocałowałem ją delikatnie w ramię i schowałem twarz w jej cudownych włosach.
Napawałem się jej zapachem i cieszyłem uczuciem bliskości, kiedy leżeliśmy tak w milczeniu.
-Bardzo cię kocham... - szepnęła Ruth, po czym odwróciła się w moją stronę.
Drżącą ręką pogładziła mnie po policzku.
Nie mogąc się powstrzymać, ulegając chwili natychmiast przystanąłem swoją twarz bardzo blisko jej twarzy i naparłem na jej usta, łącząc nas w namiętnym pocałunku.
Ruth oddawała go zachłannie.
Był przepełniony tęsknotą, ale i wielką radością z powodu odzyskania siebie. Przerwaliśmy go, gdy zabrakło nam już tchu.
-Duff - chwyciła moją twarz w dłonie - to wszystko to prawda?
Westchnąłem.
Objąłem ją ramieniem, a ona położyła mi głowę na piersi.
-Opowiedzieć ci moją wersję wydarzeń?
Uniosłem dłoń i zacząłem głaskać ją po włosach.
Przytaknęła.
Odchrząknąłem i powoli zacząłem uporządkowywać myśli i ubierać je w słowa.
-Pomijając może wersję wydarzeń przedstawionych przez twoją mamę, chciałbym dodać, że miałem tylko cztery lata - uśmiechnąłem się lekko - i nie sądzę, żebym cokolwiek pamiętał, ale chciałbym powiedzieć, że Mandy McKagan wcale nie zależało, aby się zemścić, a już na pewno nie w taki sposób.
Ruth spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
-Ach, wiedziałam, że to absurd.
Wtuliła się we mnie bardziej, a ja objąłem ją mocniej i przyciągnąłem jeszcze bliżej siebie.
-Moja mama - kontynuowałem - utwierdzona w przekonaniu, że mój ojciec nie był odpowiednim mężczyzną do ułożenia sobie życia... Szkoda, że nie pomyślała o tym wcześniej... - ostatnie zdanie miałem powiedzieć obojętnie, ale wyszedł mi jakiś łamiący się szept.
Ruth spojrzała na mnie współczująco.
Starałem się trzymać twardo, bo przecież...
Ja nie płaczę!
Ale było mi coraz ciężej.
Czując te spojrzenie Ruth czułem się ochroniony przed wszelkim złem tego świata, a nie powinno tak kurwa być!
Ja powinienem ją chronić, nie odwrotnie!
Cholera, co za facet ze mnie!
Spojrzenie Ruth wyrażało teraz troskę.
Nie mogłem się powstrzymać.
-Przez tyle lat nie mogłem sobie z tym poradzić - powiedziałem łamiącym się głosem i natychmiast, gwałtownym ruchem odwróciłem się plecami do Ruth, aby nie pokazywać jej swoich słabości.
Byłem jebanym mięczakiem!
Żadna dziewczyna nie chciałaby mieć takiego faceta!
Kurwa mać!
Przycisnąłem twarz do poduszki, aby się uspokoić, ale te jebane łzy same cisnęły mi się do pierdolonych oczu!
Nagle poczułem na swoim ramieniu delikatne dłonie.
To było kojące, ale sprawiło, że poczułem się dużo gorzej.
-Ruth, proszę zostaw mnie samego... - wyszeptałem.
Ruth westchnęła.
Poczułem jej oddech na mojej szyi, a dotyk ust przy swoim uchu.
-Nie mogę - szepnęła, muskając moje ucho ciepłymi wargami - nie mam nikogo więcej, tylko ciebie...
Zrobiło mi się przykro.
Przecież nie chciałem, żeby poszła. Chcę, żeby była przy mnie na zawsze, ale...
Nie mogłem się jej pokazać w takim stanie.
Poczułem jej dłonie na swoim torsie, przylgnęła do mnie od tyłu całym ciałem.
Drgnęła niespokojnie, powodując szybsze bicie mojego serca.
-Duff, odwróć się proszę...
Milczałem przez chwilę, próbując uspokoić oddech, a potem przełamałem się i zaciskając oczy przekręciłem się na plecy.
Natychmiast poczułem ciepły dotyk na torsie i delikatny nacisk na ustach.
Ruth całowała mnie drżąc, a ja oddawałem delikatnie pocałunki, zaciskając powieki.
Badałem jej usta, łączyliśmy nasze języki w namiętnym tańcu.
Nigdy jeszcze nikt nie całował mnie jak ona. Jej pocałunki były niezwykłe, cudowne... Zawsze takie same, ale mimo wszystko każdy inny od następnego.
Wplotła palce w moje włosy, a potem zaczęła schodzić z gorącymi pocałunkami coraz niżej.
Całowała moją szyję, potem przeniosła pocałunki na mój nagi tors, badając ustami każde wgłębienie i każdą wypustkę.
Nie otwierałem oczu.
Oddawałem się błogiej rozkoszy, czując się naprawdę beznadziejnie.
Cóż, po prostu byłem beznadziejny.
Nagle Ruth przerwała pocałunki.
Nadal nie otwierałem oczu, przepełniony wstydem.
Nie powinienem być taki, jaki jestem...
-Duffy - szepnęła Ruth wprost do mojego ucha, zmysłowym głosem - proszę cię, otwórz oczy.
W tym momencie postanowiłem przestać zachowywać się jak nadęty szczeniak i posłuchałem mojej dziewczyny.
Otworzyłem zachodzące jeszcze wodą oczy i spojrzałem w dzikie, ale troskliwe oczy mojej dziewczyny.
Leżała nade mną, przylgnęła całkowicie do mojego ciała. Podbródek oparła we wgłębieniu na moim mostku i ułożyła głowę tak, że miała idealny wygląd na moją twarz.
-Wstydzę się - odparłem cicho i wzniosłem oczy ku górze - wstydzę się swojej bezradności...
Ruth nie odpowiedziała nic.
Zaczęła kreślić palcem jakieś wzory na mojej klatce piersiowej przed sobą.
Westchnąłem.
-Jestem tak cholernie głupi, prawda? I takim cholernym mięczakiem!
Ruth dalej nie odpowiadała.
-Kto chciałby być z takim facetem, jak ja...
Zapadła chwila ciszy.
Patrzyłem w ciemność.
Tak kurwa rozpłacz się McKagan, dajesz!
Nagle ciszę przerwał gromki śmiech Ruth.
Zupełnie jakby czytała w moich myślach.
Podparła się na łokciach, a jej twarz znalazła się dosłownie kilka milimetrów nad moją.
-Powtórzysz pytanie? - powiedziała rozbawiona.
Przez chwilę pomyślałem 'jakie pytanie'?
Ale potem sam sobie odpowiedziałem...
-Kto by chciał być z takim facetem jak ja? - powiedziałem trochę dziwnie zostawiając duży odstęp pomiędzy każdym wypowiedzianym przeze mnie słowem.
Ruth spojrzała mi w oczy.
-Co jeśli ja bym chciała? - wyszeptała i przygryzła wargę.
Mimowolnie się uśmiechnąłem.
-Bez względu na wszystko? - zapytałem.
-Bez względu na wszystko - odpowiedziała i uśmiechnęła się tak...
Uwodzicielsko?
I tak...
Seksownie?
-Nawet jeśli jestem pieprzonym mięczakiem, płaczę sobie czasami, pierdolę od rzeczy i...
Ruth wywróciła oczami.
Podniosła się i usiadła na mnie. Dłonie położyła na moim podbrzuszu i zaczęła stukać delikatnie szczupłymi palcami.
Zamilkłem na chwilę, postanawiając obserwować bacznie jej poczynania.
Nadal na mnie siedziała, tylko jej mina stawała się coraz bardziej uwodzicielska. Zielone oczy błyszczały dziko.
Jednym szybkim gestem rozpuściła swoje włosy, dotychczas związane w luźnego kucyka.
Potrząsnęła głową, a one opadły delikatnie na jej ramiona, falując się na końcach.
Tymi niby przypadkowymi gestami pobudzała moje zmysły.
Całkiem nieźle jej to wychodziło.
Przygryzła wargę i pochyliła się nade mną.
-Ruth, ja... - szepnąłem.
Wzniosła oczy ku górze i natychmiast wróciła do swojej poprzedniej pozycji.
Skrzyżowała ręce na piersiach.
Zmieszałem się.
Znów coś nie tak...
-Ruth ja, no tylko...
Chwyciła swoją bluzkę, uniosła brew i strąciła ją z siebie szybko.
Wybałuszyłem oczy.
Jej idealne ciało, porcelanowego koloru i jędrne piersi w czarnym koronkowym staniku. Była ideałem. Co ona robi z kimś takim jak ja?
-Ruth... - próbowałem jej coś powiedzieć, ale ona z tym niegrzecznym uśmiechem i pożądaniem w oczach powoli przywierała swoje prawie nagie ciało do mojego.
-Ruth, no bo ja...
-Och, zamknij się w końcu Duff... proszę - powiedziała mi w twarz, stykając się swoimi ustami z moimi.
Wywróciłem oczami.
-No dobra... To co zamierzasz?
Ruth uśmiechnęła się łobuzersko.
Uniosłem brew.
-Chcę się kochać...
-Co? - zapytałem zamroczony.
Ruth uderzyła mnie otwartą dłonią w czoło, po czym oparła swoje czoło o moje.
Czułem na twarzy jej ciepły oddech.
-Chcę. Się. Kochać. Chcę się kochać. Ko - chać.  KOCHAĆ!
Na moją twarz powoli wkradał się łobuzerski uśmiech.
Wybuchnęliśmy śmiechem.
_________________________________________________________________________

I say baby you've been lookin' real goodYou know that I remember when we met
It's funny how I never felt so good
It's a feeling that I know
I know I'll never forget
Ooh, it was the best time I can remember
Ooh, and the love we shared -
is lovin' that'll last forever
There wasn't much in this heart of mine
There was a little left and babe you found it
It's funny how I never felt so high
It's a feelin' that I know
I know I'll never forget
Ooh, it was the best time I can remember
Ooh, and the love we shared -
is lovin' that'll last forever
I think about you
Honey all the time my heart says yes
I think about you
Deep inside I love you best
I think about you
You know you're the one I want
I think about you
Darlin' you're the only one
I think about you
I think about you - You know that I do
I think about you - All with love - only you
I think about you - Ooh, it's true
I think about you - Ooh, yes I do
Somethin' changed in this heart of mine
And you know that I'm so glad that ya showed me
Honey now you'e my best friend
I wanna stay together till the very end
Ooh, it was the best time I can remember
Ooh, and the love we shared
is lovin' that'll last forever
I think about you
Honey all the time my heart says yes
I think about you
Deep inside I love you best
I think about you
You know you're the one I want
I think about you
Darlin' you're the only one
I think about you *

Odwróciłem się zaskoczony słysząc klaskanie.
Stała tam.
Uśmiechała się przesłodko, tak jak tylko ona potrafiła.
Wtedy w jej policzku pojawiał się jeden uroczy dołeczek.
Kurwa!
Ktoś by usłyszał moje myśli to by uwierzył że to Axl Rose?
Pierdolę to.
Przy Nadien nie muszę niczego udawać, mało tego, ja nawet nie chcę niczego udawać!
Przyglądałem jej się z uśmiechem.
Kręciła głową, a w jej oczach dostrzegłem jakieś lekkie wzruszenie.
Jest taka piękna.
Oświetlały ją promienie zachodzącego słońca.
Jej słomiane włosy błyszczały delikatnie, opadały swobodnie na szczupłe ramiona. Miała na sobie moją koszulkę z Thin Lizzy, co wywołało jeszcze większy uśmiech na mojej twarzy. Długie do nieba nogi odziane tylko w krótkie poszarpane szorty, nie pozwalały mi skupić myśli. Stała nonszalancko oparta o futrynę drzwi.
Jej zielone oczy wpatrywały się we mnie z utkwionym w nich ognikiem radości.
Nie potrafię opisać jednym słowem uczucia jakim darzę tę dziewczynę.
Jestem chory, to jakiś obłęd, to jakieś... ugh!
Próbuję doprowadzić się do porządku, ale nikomu nigdy się to nie udało, także nie mam tego za złe samemu sobie.
Czuję się jak jakiś nastolatek, wypełniony szczeniackim uczuciem. Zakochany do jebanego szaleństwa!
Chciałbym kiedyś to szaleństwo zmienić w dojrzałą miłość...
Niby mam na to jeszcze czas, ale kurwa... Ja po prostu nie lubię czekać!
Ale miałem wrażenie, że Nadien chciała żebyśmy dojrzeli do tego uczucia.
Powoli Axl, tylko powoli i spokojnie Axl...
Kurwa!
Te dołeczki, te oczy, ten uśmiech, te nogi, te ciało!
Kuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuurwa!
Westchnąłem.
Odłożyłem gitarę i uprzednio ubierając twarz w łobuzerski uśmiech ruszyłem w stronę Nadien.
Objąłem ją szczelnie ramionami.
Wtuliła się we mnie, a głowę odparła o moją klatkę piersiową.
Swoją ułożyłem we wgłębieniu pomiędzy jej ramieniem, a szyją i tak ułożeni, trwając w uścisku zaczęliśmy się powoli kołysać.
Napawałem się cudownym zapachem, wtulając twarz w jej jedwabne, pachnące fiołkami włosy.
-Musisz to robić? - mruknąłem.
Nadien oderwała się ode mnie i posłała mi zdziwione spojrzenie.
Pokręciłem głową z uśmiechem.
-Och słodka...
Westchnęła i powróciła do swojej wcześniejszej pozycji.
-A jak ci się podobało? - szepnąłem.
-Hm...
Zapadła chwila ciszy.
Gra tak ze mną?
Niedobrze pogrywa, ale co...
Jeśli się jej jednak nie podobało?!
I...
Nie wie, jak mi to powiedzieć.
Dobra kurwa, Axl easy!
Zacząłem całować ją po szyi.
Schodziłem coraz niżej, wdychając cudowny zapach fiołków.
Wsadziłem ręce do tylnych kieszeni jej szortów.
Nadien podniosła na mnie wzrok, po czym odepchnęła mnie lekko od siebie.
-Axl, co robisz?
Uśmiechnąłem się łobuzersko i wracając do dawnej pozycji, tuląc się do jej szyi, szepnąłem cicho:
-Próbuję cię rozgryźć Nadien, nie masz gdzieś tu może dla mnie jakiejś instrukcji obsługi? - mówiąc to zjeżdżałem powoli dłonią wzdłuż jej tali i obserwując ją uważnie, przygryzłem dolną wargę.
Nadien parsknęła śmiechem, napełniając moje uszy cudowną melodią.
-Może jak dobrze poszukasz - kontynuowała grę, zbliżając powoli swoją twarz do mojej - to uda ci się coś znaleźć - objęła mnie za szyję, uśmiechając się uwodzicielsko.
Wplotła palce w moje włosy.
Odwzajemniłem uśmiech.
-No dobra Axl, a teraz poważnie - powiedziała, reagując śmiechem na moją nowo przybraną minę zbitego psa.
Uderzyła mnie otwartą dłonią w czoło.
-Miało być poważnie! - uśmiechnęła się.
Uwolniłem ją z żelaznego uścisku, odsunąłem się o krok i skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej.
Nadien oparła ręce na biodrach i parsknęła śmiechem.
-Axl...
-No co? - udałem oburzenie - Ja tutaj dbam o nastrój, a ty sobie go tak po prostu psujesz, nie zważając na moje starania- podchodziłem w jej stronę szybkim krokiem z trudem powstrzymując śmiech - zachciało się poważnie porozmawiać tak?
Nadien wybuchnęła gromkim śmiechem.
Wyciągnąłem ręce w jej stronę i przyparłem ją do ściany.
Uniosła brew.
-Byłeś u Ruth? - zapytałem.
Chciała przecież poważnie no nie?
Dobra, w rzeczywistości chciałem trochę odwrócić jej uwagę od mojego ciągłego ilustrowania wzrokiem jej ciała.
Nie mogłem się opanować.
Z resztą, kto by się dziwił, kiedy ona stoi tu w mojej koszulce i tych krótkich spodenkach i moje ciało jest tak idealnie wpasowane w jej ciało i jej noga jakimś cudem jest pomiędzy moimi nogami (jakkolwiek to brzmi), jak ja mam tu do jasnej cholery myśleć mózgiem, a nie...
No!
Ale tak nie może być!
Nie mogę przecież dać jej tu jasno do zrozumienia, że wystarczy jedno kiwnięcie palcem, a ja pójdę za nią w ogień...
Tak mnie otumanić no?!
Uśmiechnąłem się pod nosem.
Nadien uśmiechnęła się łobuzersko.
Mój cudowny narkotyk.
-Axl, czekam aż wrócisz...
Popatrzyłem na nią niemrawym wzrokiem i zamrugałem kilka razy.
-Wróciłeś już do świata żywych? - powiedziała, tłumiąc śmiech - Często zdarza ci się tak odlatywać?
Uśmiechnąłem się łobuzersko.
-Myślałem o tobie... - przyciągnąłem ją bliżej siebie i oplotłem rękoma jej biodra - Twoje ciało daje mi wyraźne sygnały, że chciałoby się uwolnić spod niewoli tych ubrań - poruszyłem brwiami charakterystycznie.
Parsknęła śmiechem, odchylając głowę do tyłu.
-Ach tak? A ja przez chwilę myślałam, że jesteś zainteresowany tym, czy byłam u Ruth...
-Bo jestem... Oczywiście, że jestem...
Nadien wzruszyła ramionami.
-Nie było jej... - powiedziała obojętnie, albo raczej udając obojętny ton.
-Jak to nie było? - zapytałem ze zdziwieniem.
-Nie wiem, minęłam ją w hallu, ale wyglądało na to, że nie potrzebuje mojego towarzystwa, więc... wślizgnęłam się do jej apartamentu i korzystając z okazji, że Meredith była w łazience o chyba brała prysznic wzięłam swoje rzeczy i równie niezauważalnie po porostu się stamtąd wymknęłam.
-Yhm... I co zrobiłaś z tymi rzeczami? - zapytałem.
Nie rozumiałem w co brnie ta rozmowa, ale miałem się podobno zmienić, czy coś... Miałem poczekać, czy coś...
Ale, gdzie tam, od kiedy?
-No położyłam tam... na łóżku. - powiedziała, ubierając twarz w taką niepozorną minkę.
Jaka ona jest słodka.
Co ja kurwa robię?
Uśmiechnąłem się łobuzersko.
Mój mózg wyraźnie pobudzony impulsem wysyłał sygnały do... eghem... różnych części mojego ciała.
-Gdzie?
Nadien zmarszczyła brwi.
-No, na łóżku.
-Och, powiedz to jeszcze raz - odchyliłem głowę do tyłu.
Nadien parsknęła śmiechem.
Przysunęła swoją twarz bliżej mojej i wypowiedziała prosto w moje usta:
-Na łóżku...
Wybuchnęliśmy śmiechem.
Nadien wywróciła oczami.
-Erotoman - skrzyżowała ręce na piersiach.
Chwyciłem ją za rękę, próbując uwolnić ją spod żelaznego splotu.
-Oj, no ale i tak mnie kochasz... Prawda?
Nadien obróciła się i wolnym krokiem, kołysząc powoli biodrami(?!), weszła do sypialni.
DO SYPIALNI.
Do sypialni...
Ech.
Niewiele myśląc ruszyłem za nią, zamykając za sobą drzwi balkonowe.
Ustałem pod nimi z rękami skrzyżowanymi z tyłu.
Nadien usiadła na łóżku i oparła brodę o rękę opartą na kolanie.
Podszedłem bliżej, ukucnąłem przy niej i położyłem dłoń na jej kolanie.
Uśmiechnęła się.
-Zastanawiasz się, czy mnie kochasz? - zapytałem, przekręcając głowę na bok.
-Nie...
-Nie kochasz mnie?!
-Axl...
-Co? - zmarszczyłem brwi.
-Przecież wiesz... - pogłaskała mnie po policzku - Martwię się trochę jutrem... Czy rano będzie czas, żebym jeszcze pożegnała się z Ruth?
Wziąłem ją za dłoń i zacząłem głaskać ją delikatnie, opuszkami palców.
-Oczywiście... Nie wyjedziemy póki się z nią porządnie nie pożegnasz - odparłem.
Nadien uśmiechnęła się.
-Która godzina? - zapytała.
Spojrzałem na zegar na szafce nocnej.
-O, wpół do jedenastej, wiesz co to znaczy? - uniosłem brew.
Pokręciła przecząco głową.
-Już czas na... - wstałem i natychmiast naparłem swoim ciałem na Nadien, pozwalając, by powoli położyła się na łóżko.
Znalazłem się nad nią.
Wsadziłem dłonie pod jej (właściwie moją) koszulkę i odszukałem jej cudownych piersi.
Zacząłem też obdarowywać pocałunkami jej szyję.
Westchnęła.
A ja oddawałem się tej chwili i kiedy zacząłem schodzić z rękami niżej i zdobywać się na coraz śmielsze ruchy, odepchnęła mnie lekko.
Spojrzałem na nią zdezorientowany.
-Axl... - uciekła wzrokiem w bok - dziś nie...
Co?
To było jak cios.
Nie żebym był jakiś samolubny lub egocentryczny (niee, wcaleee), ale dlaczego...
Co zrobiłem nie tak?
Zawsze kurwa, zawsze!
Nadien unikała mojego wzroku, więc uznałem, że może patrzę na nią z jakimś niekontrolowanym wyrzutem, czego absolutnie nie chciałem, dlatego zmieniłem minę i teraz spojrzałem na nią z troską.
-Co się dzieje kochanie? - szepnąłem jej do ucha.
-Powiedzmy, że... po prostu nie mogę...
Przytaknąłem.
-Źle się czuję... Jestem...zmęczona. - wyszeptała.
Nie mogłem znieść tego jej poczucia winy.
Z jakiego powodu?
Przecież nic się nie stało, no...
-Nadien,- szepnąłem - nie przejmuj się, przecież nie widzimy się ostatni raz... - uśmiechnąłem się.
Przytaknęła, ale tak jakoś bez przekonania.
-Proszę, rozchmurz się - powiedziałem prosto w jej usta, a potem zostawiłem na nich delikatny pocałunek.
Uśmiechnęła się lekko.
Ucieszyłem się, nie lubię kiedy jest smutna, zwłaszcza przez jebanego mnie...
-Dziś idziemy grzecznie spać... - odparłem 'schodząc' z mojej dziewczyny i kładąc się obok niej.
Obróciliśmy się bokiem do siebie, oparliśmy się czołami i uśmiechnęliśmy.
Objąłem Nadien, a ona mocniej się we mnie wtuliła i przymknęła oczy.
-A podobała ci się piosenka? - zapytałem szeptem.
Nadien westchnęła głęboko.
-Dobranoc Axl...
-Nadien!
Cisza.
Westchnąłem.
-Dobranoc kruszynko...
-Kocham cię - wyszeptała i zanurzyła twarz w moich ramionach.
Też cię kocham.
Kocham do szaleństwa...
Jesteś moją odskocznią od rzeczywistości, moim azylem, poczuciem bezpieczeństwa i odizolowania...
Teraz przeciwko światu jesteśmy MY. 
Nie ma mnie i nie ma ciebie, jesteśmy MY.
RAZEM.
Dlatego jutro wcale nie pozwolę ci odejść, tak jak kiedyś obiecałem.
Ucałowałem czoło Nadien, będącej już w objęciach błogiego snu.
Ja, Axl Rose, uroczyście się przyznaję, że się zakochałem.
Przyznaję się przed swoim najtrudniejszym i najsilniejszym przeciwnikiem - samym sobą.
Przyznaję się bez bicia i bez przymusu.
Otwarcie.
Zakochałem się, znajdując przy tym sens tego wszystkiego.
Sens istnienia.
Kocham cię...

think about you
Honey all the time my heart says yes
I think about you
Deep inside I love you best
I think about you
You know you're the one I want
I think about you
Darlin' you're the only one
I think about you *


***
*Dust N' Bones
*Think About You

Wiecie, chyba fajnie czasem być mężczyzną... XD

Podsumowując:
- nic takiego się nie dzieje,

-jest zajebiście słodko

-dobra w sumie jestem zadowolona, bo chyba udało mi się jakoś przekazać uczucia, a nawet nie 'jakoś', tylko tak jak chciałam...

-nie sprawdzałam, za ewentualne błędy oczywiście przepraszam, nie mam już siły, przepisywanie jest straszne i oczywiście gorąco witam nowe przeziębienie c:

-nie dałam rady już tu 'wepchnąć' Michie, ech sorka...

No dobra, ale mam nadzieję, że mimo wszystko jest OK
Miłego czytania kochani :3












5 komentarzy:

  1. Wiesz, że czytając Twoje opowiadanie mam wrażenie jakbym zwyczajnie sięgała po kawał dobrej książki? Podziwiam Cię za to :)
    So... kolejny świetny rozdział naturalnie! Wątek Duffa i Ruth opisany mistrzowsko. Tak to dobrze wszystko opisałaś, że potrafiłam sobie wyobrazić prawie szlochającego McKagana, jej ;-; Ta dwójka pasuje do siebie idealnie! :3
    Zresztą wątek Axla i Nadien także przeuroczy. Oj zawróciła rudzielcowi ta dziewczyna w głowie xD
    'Te dołeczki, te oczy, ten uśmiech, te nogi, te ciało!
    Kuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuurwa!' hahahh <3
    No i ten.. wybacz, że tak krótko, ale coś weny na komentarze brak ._. Ale pisz szybciutko kolejny :')

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże, boże, boże! Tak pięknie, tak słodko, tak szczęśliwie....Tak, jak sama bym chciała.Jesteś moim mistrzem xd Jest świetnie, kochana! Pisz następny, proooszę ;3
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku! Musisz mi wybaczyć tą nieobecność ;_;
    Kocham Cię za ten rozdział! Popłakałam się. Naprawdę. Ale wszystko było pięknie,słodko. No i scena pod koniec...cudo. Ruth kocham dziewczynę XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybaczam wszystko, ale...
      Muszę przyznać, że trochę się o Ciebie martwiłam ;-;
      Dobrze, że jesteś, dzięki za wszystkie piękne słowa :3

      Usuń